29 maja 2010

Początek

No i zaczęło się. N-te podejście do pisania bloga, tym razem jednak umotywowane setkami próśb od znajomych.
Dnia 24 maja opuściłem naszą "kochaną" Polskę i wyleciałem na drugi koniec świata. Tak ot. Mając ze sobą 18kg bagażu + 7kg plecak, uciekam z dala od szarej rzeczywistości, żeby przypomnieć sobie i innym, że do emigracji wystarczy tylko chęć :).

Tak więc wszem i wobec - wyjechałem do Nowej Zelandii. Wszystko co mam tam "załatwione" to nocleg na pierwsze 5 dni. Dodatkowo kontakty do ludzi, którzy szukają współlokatorów, ale dopóki nie pojawię się na miejscu, to nic pewnego. Przy okazji zastanawiam się jak to jest z poszukiwaniem pracy, bo minimalny okres do wynajęcia pokoju to 1 miesiąc, a jak tak znajdę pracę 600km od mojego pokoju? Cóż przyjdzie czas się martwić.

Obecnie przebywam w Londynie, taki o pomysł na skrócenie sobie podróży. Gdyby ktoś nie wiedział, z Polski do Nowej Zelandii nie lata nic :p Trzeba się przesiąść w Londynie, a że mam tu kawałek rodziny, to korzystam odpoczywając w swojej wielkiej podróży. Dziś wieczorem czeka mnie lot do Hong Kongu, co zapewne będzie o wiele ciekawsze (i męczące...). Jutro do Auckland. Co ciekawe, w Londynie odprawiłem się online. Jeszcze do końca nie wiem co to znaczy :) ale z opisu wygląda na to, że do momentu wejścia na pokład, nie spotkam żadnego ludzia z obsługi. Tzn bagaż sam nadaje w jakimś automatycznym kiosku, tam też automat drukuje mi kartę pokładową, przechodzę przez odprawę i tam dopiero pokazuje wszystko jakiemuś człowiekowi. Jak to wyjdzie w praktyce to zobaczymy :)

No i jeszcze 3 słowa o Londynie. Nie udało mi się za wiele zobaczyć, tylko taki 1,5h spacerek po okolicach mojej kuzynki. Ogólnie miasto jest ogromne, gdziekolwiek się dostać to sto kilometrów i tysiąc funtów za przejazd ;) Tak w przenośni oczywiście, no może poza tymi 100 km. Podczas tego spaceru dało się zauważyć 2 rzeczy: mają mnóstwo parków (i to się chwali) i z nich nie korzystają! Tzn ludzi jest miliony. Tak jakby ludzi, bo ludzi w metalowych puszkach! Przez te 1,5 godziny spotkałem na chodniku może 5 osób i jakiś milion samochodów... Cóż, nie chcę wiedzieć jak się u nich ma powietrze :p
No i najlepsze... ONI JEŻDŻĄ POD PRĄD! Nie byłem jeszcze w takim kraju, więc dla mnie to nowość, ale jak mnie kuzynka wiozła, to śmierć w oczach! Nie dość, że pod prąd to jeszcze skręcają nie w tą stronę! Masakra, chyba będzie ciężko się przestawić.

Tyle na dzisiaj :) Kolejna relacja z Hong Kongu (o ile będzie wi-fi) lub już z Auckland :)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Doskonała relacja.... Godna przedruku... Pozdrawiam

Prześlij komentarz