29 maja 2010

Wspomnienia lamera

No więc dotarłem do Hong Kongu :) Krótka relacja lamera, który pierwszy raz w życiu leciał dalekim lotem.
Na Heathrow przyjechałem 3 godziny przed czasem i zostałem na wstępie porwany przez miłą Panią z Cathay Pacific, która zanim zdążyłem pomyśleć gdzie jestem, odprawiła mnie i podbiła kartę pokładową. Bo otóż kartę pokładową wydrukowałem sobie sam! o! :) Jest takie coś jak odprawa online, gdzie wszystko się samemu wybiera łącznie z siedzeniem.

Odczekałem swoje i wsiadłem do ogromnego jumbo jeta. Oczywiście na sam koniec przy oknie. Dołączył do mnie jakiś angol, ale zaraz po starcie przesiadł się na środek, bo dużo miejsca wolnego było. Tak gwoli sprostowania - lecisz do Chin - spodziewaj się, że 90% pasażerów + obsługa to chińczycy :)
Początek lotu i odrazu jedzonko, bardzo dobra wołowinka z deserkiem :) Potem przegląd co mają w wideo, chwila oglądania Percy Jacksona czy jak to było i drzemka. No i zaczyna się jazda... Siedzenie owszem, rozkłada się, ale tak jakby się nie rozkładało. Dupa, to śpię w poprzek. Ale tak też się nie da. Nie dość że za mało miejsca (potrzebowałbym ze 4 siedzenia) to jeszcze wrzyna mi się oparcie między siedzeniami w żebra... Po pół godziny wiercenia się w końcu jakoś usnąłem. I tak z 50 pobudkami żeby się poprawić przespałem 90% lotu :)

Obudziłem się rano, w sumie jakieś 15 minut po tym jak zaświecono światło :) I tutaj niespodzianka. Nalatałem się już trochę w życiu (dzieci prosimy o zamknięcie oczu), ale pierwszy raz w trakcie lotu kazano mi zapiąć pasy wyprostować siedzenia bla bla bla i co? I k***wa jak nie zacznie rzucać. Jak rollercoaster? Podskakiwałem na siedzeniu mało nie zaryłem w sufit :P I tak przez ok minutę a potem cisza. I stewardesy jakby nigdy nic podały śniadanie :)
Z mapy lotu wyglądało, że przelatywaliśmy wtedy nad Himalajami. W ogóle to ten nasz lot to nie była linia prosta, tylko takie rozpłaszczone wielkie U.

No i śniadanie - druga niespodzianka :) Pani przychodzi do mnie i pyta mnie czy chcę cingłengsu czy sangłencien? Pytałem ją 2 razy, bo myślałem, że mój angielski nawala. Poprosiłem to drugie no i pierwsza przygoda! Chińskie śniadanie. Dostałem łyżkę a do łyżki papkę, taką jakby ryżową, ale nie smakowała jak ryżowa a na środku kilka kawałków kurczaka i jakieś dziwne roślinki. W sumie smakowało średnio ale trzeba przyznać, że było zajebiście sycące.

W sumie tyle :) Zaraz po śniadaniu rozpoczęliśmy lądowanie. Piękne widoki w trakcie, mnóstwo małych wysepek, mnóstwo statków (szczególnie kontenerowców - w końcu to Chiny), no i woda, woda, woda i nagle pas startowy :) Ale to zobaczycie na krótkim filmiku, który nakręciłem z okna. Lotnisko jest ogromne, ale jak widać super nowoczesne. Mojego laptopa przywitało 89 sieciami bezprzewodowymi wykrytymi... Dalsza część lotu za 2,5 godziny (w sumie czekam prawie 4).

A i na koniec jedna rada! Jak siadacie z samego tyłu samolotu to jesteście pierwsi do wózka z wszystkim :) Tak więc nauczcie się, że jak Pani pyta "co podać do picia" należy sie zapytać "co Pani ma" bo ja oczywiście na dzień dobry poprosiłem o soczek, a Pan przede mną o kieliszek wina. Więc Pani spod wózka wyciągnęła winko i mu nalała pełny kubek... I tak byłem zmuszony zasnąć bez wspomagaczy ;) Ale nadrobiłem rano.

Tyle z Hong Kongu. Bez odbioru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz