9 czerwca 2010

Kraj nie z tej planety

Wczoraj byłem spotkać się z Celestyną. To kolejna osoba, która zdecydowała uciec z kraju i osiedlić się w NZ, chociaż z zupełnie innych pobudek niż ja. Ale nie martwcie się, to już ostatni polak, którego tutaj znam :) dalej będę poznawał już tylko tutejszych. Chyba, że jedno z dwójki, które poznałem postanowi mnie poznać z kimś jeszcze. Ogólnie wygląda na to, że polaków w NZ nie ma za wiele, ale skupiają się w dużych miastach, co oznacza, że w Auckland jest ich duża grupka. Może z tysiąc.
Celestyna okazała się bardzo pomocna jeśli chodzi o informacje życiowe. Jakkolwiek Bartek odpowiadał na każde interesujące mnie pytanie, tak Celestyna sama przedstawiła kilka pomysłów, które mogą mi się przydać w pierwszych dniach pobytu tutaj. I tak dowiedziałem się, że jest tutaj coś takiego jak grupa podróżników górskich. Wygląda to tak, że kontaktujecie się mailowo/telefonicznie i w weekendy wypadają na 1-2 dniowe wycieczki do prawdziwej dziewiczej Nowej Zelandii. Koszt takiego wypadu to koszt paliwa, na które zrzucają się wszystkie osoby jadące. Ponoć zwykle wychodzi mniej niż 10$ za jednodniową wycieczkę. Na razie chyba zacznę od takiej jako turysta amator. Dzisiaj zamierzam przeszukać Internet i znaleźć tą grupę. To doskonała okazja żeby się czymś zająć w weekendy, kiedy akurat jest najmniej do roboty dla mnie oraz okazja do poznania nowych ludzi i zaaklimatyzowania się w kraju. Super sprawa.
Jeszcze lepsza sprawa, którą Celestyna mi podsunęła to wolontariat. Otóż w Nowej Zelandii jest bardzo popularny i rozbudowany wolontariat. Jest również strona, przez którą można się z nimi skontaktować. Wolontariat taki to nie tylko pomaganie biednym czy starszym. Są również akcje budowania stron internetowych organizacjom pozarządowym i różne związane z IT. Dla mnie rewelacja. Nie dość, że mógłbym zbudować sobie doświadczenie na rynku lokalnym, nie dość, że mógłbym poznać ludzi i zdobywać kolejne kontakty to mógłbym dostać lokalne rekomendacje. Dzisiaj w pierwszej kolejności będzie telefon do nich. Potem kilka niecierpliwych dni i rozmowa kwalifikacyjna. Otóż zabawną rzeczą jest to, że aby przystąpić do wolontariatu trzeba uzupełnić papiery i przejść rozmowę kwalifikacyjną. Ponoć nie jest to taka rozmowa, na której mogą Cię odrzucić (chociaż kto wie), ale taka, żeby zakwalifikować Cię do odpowiedniej grupy wolontariuszy. Zobaczymy, jak tylko będę po, na pewno dam wam znać .

Poza tym rozmawiałem z Celestyną o tutejszej kulturze i warunkach życia. Ogólnie jak dla nas jest to kraj dzikusów i pogan. No bo jak można być tak bardzo przyjaznym, tak bardzo otwartym i pozytywnie nastawionym do życia? To się w głowie polaka nie mieści! Przykład 1. Celestyna wprowadziła się do nowo kupionego z mężem domu. Z tej okazji po kilku dniach przyjechała jej mama. Słysząc to przyszła do niej sąsiadka i powiedziała: „wyjeżdżam do europy na kilka tygodni i mój dom będzie stał pusty. Może Twoja mama chciała by się wprowadzić do mnie, bo w końcu nikogo tam nie będzie a nie będzie wam przeszkadzać u was? Poza tym samochód będzie stał nieużywany, więc Twoja mama mogła by sobie go wziąć i pojeździć, zawsze łatwiej z samochodem”. Jeśli jeszcze siedzicie z otwartymi ustami to dobiję was – przykład 2: ogólnie w NZ popularne jest bezpieczeństwo. Znaczy to nie mniej, nie więcej jak zostawianie wszystkiego otwartego. Już się przyzwyczaiłem, że nasze mieszkanie jest otwarte, chociaż z wielką dozą ostrożności i nieufności. W każdym układzie Celestyna również się przyzwyczaiła do nie zamykania mieszkania i pewnego dnia sprzedała pralkę przez trademe. Ponieważ nie mogła dogadać się z Panem, który ją kupił (on mógł przyjechać tylko w jej godzinach pracy), napisała mu, żeby wszedł sobie do domu, zostawiła mu kartkę gdzie jest pralka a na kartce dodała ‘gdyby Pan chciał sobie zrobić herbatę lub kawę to wszystko jest … (i tutaj instrukcja)’. No więc Pan sobie przyjechał, w środku dnia wszedł do obcego domu, zabrał pralkę i pojechał! Czy Wy sobie wyobrażacie tak w Polsce? Pralkę? A to może wezmę jeszcze telewizor… a i lodówka niezła… Kraj dzikusów i pogan. Nie mieści się w głowie…
Podobno rok czy dwa lata temu zresztą była głośna kampania skierowana do Nowozelandczyków – „zamykaj mieszkanie i samochód”. Najwidoczniej jest im dobrze tak jak jest. Mnie się również podoba, aczkolwiek wrodzonej polskiej nieufności na pewno szybko się nie wyzbędę. I mogę oficjalnie powiedzieć, że przy Kiwi będzie mi wstyd. Za nas wszystkich!

Tyle na dzisiaj. Dziś chyba spędzę dłuższy czas w kafejce niż zazwyczaj, ze względu na dużą ilość rzeczy do zrobienia. Dziękuję wszystkim kolegom z pracy za rekomendacje! Teraz będę mógł dodać link do strony z rekomendacjami w swoje CV. Może coś pomoże :) Miłego wieczoru wszystkim!

3 komentarze:

Pat pisze...

Ralf, oficjalnie Twoj blog zostal jedna z moich porannych, "kawowych" stron do odwiedzenia ;)

Dzisiaj mam kolejne pytanie, ktore mnie nurtuje.. Czy widziales kangury? :P i czy w NZ sa w ogole kangury czy to w Australii, a w NZ nie?

hmm.. Pan Google mowi, ze jednak nie "Największa gafa, jaką możesz strzelić w rozmowie z Kiwi to powiedzieć coś o kangurach w sposób sugerujący, że uważasz, że w Nowej Zelandii są kangury." ;) wiec wycofuje pytanie :P

tak btw link gdzie to znalazlam, pewnie juz tam byles, a moze nie .. http://nz.pasnik.pl/kangury.html ;)

Another New Kiwi pisze...

Patrycja ta strona to właśnie blog tej Pani z która Rafał się spotkał :) to było nasze pierwsze kompendium wiedzy na temat NZ :)

A z tym porankiem kawowym i blogiem mam dokładnie tak samo :P tyle ze to raczej herbaciany poranek :)

Pat pisze...

oo widzisz... jaki ten swiat maly ;)

a co do kawy, to u mnie raczej inka.. no ale niech bedzie, ze tez kawa :P

Prześlij komentarz