1 czerwca 2010

Przyzwyczajenie

Organizuję się :) Tzn. powoli zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że tu zamieszkam. Zacząłem od długoterminowych zakupów. Pewnie was zainteresuje, dlatego lista z ceną poniżej (tak, gdybyście planowali wakacyjne wydatki):
- 0,5kg cebuli
- 1l oleju słonecznikowego
- 0,6kg pomidorów
- 16 dag pieczarek
- opakowanie (około 1kg) marchewek
- opakowanie (około 2kg) jabłek
- 2l mleka
- 12 jajek
- 0,87kg pomarańczy
- 0,46kg bananów
- 0,5kg krewetek mrożonych
- paczka musli
- puszka (300g) przecieru pomidorowego
- 200g szynki
- 1kg ryżu
-----
SUMA: 44,70 NZD

Zagadka: co z tego można przygotować? :)))

I tutaj kilka ciekawostek. Zacznijmy od wagi. Owoce kupowane w chińskim supermarkecie (ponieważ tańsze) wcale nie muszą być tańsze. Otóż, nie do końca doszedłem jeszcze jaka jest zasada, ale z rachunku wygląda to tak, że jeżeli kupujesz mniej niż 1kg, musisz zapłacić za 1kg. Jeśli kupujesz więcej, płacisz już dokładną kwotę. Nauczka na przyszłość. Kolejna ciekawostka – Kiwi jedzą dużo ryżu. Dużo, to znaczy, że w sklepie sprzedaje się tylko UncleBens-a w nam znanych torebkach. Standardowo ryż sprzedaje się w torbach. Nie torebkach, torbach! Oznacza to torby od 1kg do… 50!!! Tak jak my kupujemy ziemniaki w wielkich workach (mówi się na to pół metra chyba), tak oni w takich wielkich workach kupują ryż! Wiem, że jest tu cholernie dużo skośnookich, ale Kiwi chyba dostosowali się do tych zwyczajów.

Apropos skośnookich, przerywnik w postaci wczorajszego dowcipu:
Linda: Wiesz jakie jest najniebezpieczniejsze miejsce na świecie?
Ja: Nie mam pojęcia…
Linda: Parking pod chińskim supermarketem!

Zrozumieliście? Ja też nie :) ale Linda bardzo szybko przypomniała mi o skośnookich kierowcach, którzy jeżdżą tak fatalnie i załapałem. Oni naprawdę się nabijają przy każdej okazji ze skośnookich kierowców.

Tak więc organizuję się dalej. Została mi oficjalnie przydzielona półka w lodówce oraz w szafce z jedzonkiem. Dziś rano również zabrałem się do organizowania swojego pokoju, co oznacza wypakowanie się w końcu i poukładanie rzeczy na półkach. Na razie cierpię jeszcze na brak jakiegoś stolika i wieszaków. Pozostałe rzeczy w pokoju są jakby już na miejscu :) Swoje miejsce mają koszulki pożegnalne, kartka z podpisami, termometr leży na oknie, żeby sprawdzać temperaturę, latarka w pidżamie, żeby świecić sobie w nocy, kompas na krześle przy łóżku, żeby wiedzieć w którą stronę jest Polska a breloczek do kluczy z „I love Poland” został obdarzony kluczem do domu. Wisiorek miał swoje miejsce jeszcze w Polsce i wisi na szyi ;)

Minął kolejny dzień. Zasadniczo, jak tak dalej pójdzie, będę musiał zmienić tytuł bloga z „relacji” na „dziennik”. Mam jednak nadzieję, że szybko to się zmieni w postaci znalezienia pracy i posiadania 100 milionów rzeczy na głowie do zrobienia. Tymczasem teraz mam mnóstwo czasu. Z radością spędzam go z rodziną Lindy i Kitty, ale tak szczerze to już bym coś zrobił… Zważając na to, że najdłuższe wakacje w mojej zawodowej karierze trwały 9 dni, to właśnie zaczyna się okres, w którym powinienem zacząć coś robić. Kiedy przypomnę sobie te dziesiątki nadgodzin w ostatnim roku, pracę w domu i weekendami, to zaczynam się czuć jak na odwyku. Pewnie od jutra zacznę pisać sobie jakieś programiki dla ćwiczeń. Od jutra, bo dziś muszę skombinować sobie pendrive-a żeby przynosić z kafejki potrzebne rzeczy.
Jeszcze słowo o współlokatorach. Linda i Kitty mieszkają razem w pokoju. To oznacza, że dzieci Lindy mieszkają same w domu. Co prawda jest to 3 drzwi dalej, ale jednak stopień swobody dzieciaków jest duży. Jeśli chodzi o Clintona, to jeszcze nie zamienił ze mną ani słowa. Strzelił focha, ponieważ Kitty i Linda nie powiedziały mu, że się wprowadzam. Poczuł się tym urażony i nie odzywa się do nikogo, w tym do mnie. Wogóle facet nie wygląda na zbytnio sympatycznego, ok 40 letni sprzedawca, pijący na śniadanie mleko czekoladowe dla siłaczy (takie z proszku) pomimo, że na Pudziana to on nie wygląda. Cóż, jakoś póki co nie przekonał mnie do tego, że mam czego żałować że się nie odzywa.

Pocieszenie dla was :) pogoda się zepsuła. Pan pogodynka zapowiada na dziś burze i deszcze. To drugie się sprawdza, ponieważ nie ma kawałka przejaśnienia na niebie. Gęste czarne chmury i leje. Wczoraj jeszcze było słonko i zaliczyłem 3 godzinny spacer z Kitty i jej pieskiem po okolicy, żeby zapoznać się z użytecznymi miejscami. Dziś już przyda się kurtka przeciwdeszczowa, którą tachałem te tysiące kilometrów. Mam nadzieję, że pogoda szybko się zmieni, ponieważ Linda chciała zabrać dzieciaki na plażę poza miasto i obiecała, że mnie zabierze. Nad taki prawdziwy ocean, bo ten w Auckland to taki oszukiwany. Gdzie się nie rozejrzysz, widzisz jakąś wysepkę. A ja chcę taką pustkę, takie prawdziwe ogromne coś z wielkimi falami. I właśnie tam, mam nadzieję, zabierze mnie Linda w przyszłym tygodniu.

I na koniec pozdrowienia dla czytelników :) Dotarły do mnie sygnały, że coraz więcej osób czyta i coraz bardziej im się podoba. W znaczeniu, że lepiej idzie mi pisanie. Cieszę się, ponieważ pisarz ze mnie marny (nie to co A. i jej fantastyczna wyobraźnia! pozdrowienia i czekam na pierwszą książkę :) ) i jedyną publikację jaką byłbym w stanie wydać to instrukcja obsługi zapałki. Blog powstał z zamiarem informowania rodziny, przyjaciół i znajomych czy jeszcze żyję, a tymczasem stał się dziennikiem wspomnień :) Może to i dobrze, każde doświadczenie w życiu się przyda. Tyle na dziś. Najwyższy czas wziąć prysznic, ubrać się, zrobić pierwsze Nowozelandzkie pranie i wyskoczyć do kafejki wysłać wam najnowsze wieści a przy okazji kolejny tuzin CV :)

8 komentarzy:

Magda pisze...

Dziennik jest dobry ;) Będziesz miał co pokazać dzieciom - jak to tatuś się osiedlał w NZ ;)

Pat pisze...

Nie no Ralf, czyta sie calkiem dobrze wiec pisz pisz ;) zawsze to jakies zderzenie z inna kultura dla nas, pozosostalych w tej szarej od deszczu PL ;)

Pat pisze...

oo.. wlasnie zauwazylam, ze mamy 10h roznicy w czasie ;)

cloo pisze...

Ralf w ogole Ci nie wspolczuje, siedzimy na greckim tarasie a nad nami chmury!! ale to pierwszy raz od 1,5 tygodnia wiec trzeba sie nacieszyc :)
Czyta sie Ciebie swietnie, tak trzymaj, pisz jak najwiecej i nie przestawaj jak juz znajdziesz prace!

Unknown pisze...

Hmmm, Rafał jak nie masz co robić to zawsze możemy ci skrócić odwyk... :) Na lajcie ty rzeczy się dzięje :D możesz nas wspomóc on-line :)
a propos faktycznie twojego bloga zaczyna czytać wiele osób, osobników : mój kot, koty Magdy P. żółw Magdy T .....

ASz

Ralf pisze...

@cloo - ale Ty bedziesz musiala wrocic do tej szarej rzeczywistosci. A mnie tu narazie dobrze. Po tych 3 miesiacach beda mnie musieli sila stad usunac :D

@Ania - nieeee no az tak to sie nie nudze :p Zastanawiam sie gdzie tu sa PW w tym blogu. Moze przebije Lajta :D

Ralf pisze...

@Pati - 10h w tutejszej zimie, 12h w tutejszym lecie :) Zmiana czasu :)

Pat pisze...

Ralf, jesli piszac PW masz na mysli prywatne wiadomosci to jak klikniesz na czyjs nick, albo ikonke w "obserwatorach" to powinno sie wyswietlic okienko z mozliwoscia "wyslij wiadomosc".. obstawiam, ze wiekszosc tutaj osob laczy sie przez konto googlowe - wiec pojdzie jako mail ;)

Prześlij komentarz