13 lipca 2010

Pierwszy dzień sam

Co prawda Linda wyjeżdża jutro, ale już dzisiaj tak jakby nie było. Pojawiła się w domu ok 4 i rzuciła tylko "nawet nie zaczęłam się pakować, a wylatuję o 7 rano" i zniknęła w pokoju. W międzyczasie przyszły dzieciaki więc chwilę było towarzystwo, ale tak z godzinę.

Dzisiaj też zabrałem Starka na spacer. Niestety trzymanie go na smyczy to "pain in the ass". Ten pies prawie nigdy nie wychodzi na pole poza podwórkiem w związku z powyższym więcej energii traci się na trzymanie go na smyczy niż na spacerze. Ale z tym już mam doświadczenie (pozdrowienia dla Tofika :P ). W każdym układzie 2,5 godzinny spacer dobrze nam zrobił.

Dzisiaj rano odezwała się też kolejna firma rekrutacyjna. Tym razem z Christchurch. Ogólnie, wg. zapowiedzi, ponieważ właśnie mija połowa mojego czasu na znalezienie pracy, postanowiłem wysyłać oferty wszędzie, nawet na południową wyspę. Zadzwonił Alan, który podziękował za zarejestrowanie CV, zadał kilka pytań i powiedział, że ma coś pasującego do mnie. Podesłał mi mailem szczegóły i poprosił o napisanie krótkiej notki "dlaczego chciałbym pracować dla tamtej firmy". Super. Nienawidzę takich tekstów. A niby dlaczego? :p Mogę pracować dla kogokolwiek, jak dostanę wizę będę przebierał lol ;) Mimo wszystko stworzyłem ładny tekst na podstawie angielskiej książki jak zachowywać się na rozmowach kwalifikacyjnych czy jakoś tak i popołudniu dostałem odpowiedź, że świetnie napisane i że przesyła moją aplikację dalej.

Wczoraj dowiedziałem się też, że Kitty leci "zwykłym samolotem, w ekonomicznej klasie". Straszne ;) Wychowana przez bogatych rodziców powiedziała, że pierwszy raz leci klasą ekonomiczną i tanimi liniami. Dzisiaj natomiast Linda dostała SMSa, w którym Kitty narzeka, że musiała zapłacić za szampana i nie było telewizora w samolocie! Straszne! Koszmar! Na 2 godzinnym locie! Jednak takie rzeczy zostają w ludziach, pomimo że jest bezrobotna, utrzymuje się z zasiłku to chciała by polecieć biznes klasą, bo zawsze tak latała... No comments.

I na koniec ciekawostka. Będąc na spacerze mijałem tor dla skaterów. Mijałem go w sumie już kilka razy, ale dzisiaj był pierwszy raz oblężony. To publiczny tor z różnymi rampami, schodami, skoczniami (czy jak się na to mówi) itd. Było mnóstwo dzieciaków na deskach, na rolkach i uwaga... i karetka. Tak, publiczny tor a bezpieczeństwa pilnowała karetka. Nie było żadnego dorosłego, więc nie wyglądało to na zorganizowane spotkanie a jednak dba się o bezpieczeństwo tych dzieciaków. Jestem pod wrażeniem :)

1 komentarz:

cloo pisze...

No prosze! coraz wiecej ofert, coraz wiecej rozmow! Czuje wizę w powietrzu ;)

Prześlij komentarz