26 sierpnia 2010

Brak czasu

Opowiem wam jak wygląda mój dzień. Codziennie wstaję o 7. Jestem aż nadto wypoczęty po okresie szukania pracy, więc budzę się codziennie parę minut przed budzikiem. Wstaję, biorę prysznic, ubieram się, robię śniadanie, ewentualnie drugie śniadanie, o 8 wychodzę z domu. 8.20 wsiadam w pociąg, którym sunę z Sylvia Park do Britomart, czyli do centrum. W pracy jestem codziennie 8.45. Siadam do biurka i robię swoje. Z pracy powinienem zebrać się ok 17.45 po standardowym 9 godzinnym dniu pracy (godzina w południe na lunch, można sobie wyjść, zniknąć, ja jednak jem przy biurku i pracuję). Masa pracy i brak pohamowania powoduje, że zwykle wychodzę w okolicach 19. Wsiadam w pociąg i w domu jestem ok 20, licząc zakupy pomiędzy Sylvia Park a domem.
W domu robię sobie obiadokolację oraz drugie śniadanie na następny dzień (pakuję sobie sałatki, albo jakieś danie, rano przygotowuję tylko kanapki). I tak siadam sobie przed TV ok 9 wieczór. Tak sobie pomyślałem, że ile bym nie zarabiał... nie mam czasu wydawać kasy?! Wystarczy powiedzieć, że od początku tygodnia wydałem 70$, z czego 40$ na bilet tygodniowy, a minely 4 dni tygodnia! Zresztą na jutro mam obiad i mam lunch i mam kolację, więc cały pracujący tydzień przeżyłem za 70$.

No ale wszystko po kolei. To pierwsze dni i zdecydowanie szwankuje u mnie organizacja czasu. Na pewno mógłbym oszczędzić na przygotowywaniu jedzenia, bo to idzie mi najwolniej. W każdym układzie wychodzi mi nieźle, bo smacznie i zdrowo. Na pewno też mógłbym oszczędzić czas na dojeździe, ale tutaj ciężko się rozdwoić. Z jednej strony idealny byłby skuter - szybko, omija korki i przede wszystkim darmowy parking w centrum. Minus? Oczywiście pogoda. Piździ tak, że mnie z niego zwieje, a do tego między porywami wiatru... leje :) No to samochód. Ale tutaj znów parking. Nie dostałem miejsca w pracy (może w przyszłości się dorobię). Parkowanie na publicznym to 14$ dziennie. Pociąg kosztuje mnie 8, więc "trochę" taniej, a ja w końcu wywodzę się z narodu skąpców i dusigroszy prawda? (czytaj rodowity krakus).

I tak mija czas. W pracy na zmianę. Raz taki zapierdziel, że aż miło, a raz się opierdalam. Tak jak dzisiaj. Skośnooka graficzka robi w takim tempie, że ja wyrabiam szybciej zrobić wszystko w CSSach, oprogramować, zwizualizować i muszę na nią czekać znów... Dzisiaj przepracowałem może 5 godzin i wyszedłem przed 6! Bo już się zanudzałem i nie mogłem zdzierżyć siedzenia bezczynnego.

Wieczorem chwila rozmowy z Lindą i Kitty. Obie zmęczone, bo ciężki dzień ponoć miały, ale dowiedziałem się o kolejnych szczegółach w sprawie przeprowadzki, która już 3 września, więc zbliża się wielkimi krokami. Więcej wam na razie nie powiem, dopóki wszystko się na 100% nie uporządkuje. Obejrzeliśmy też film "timber falls" na DVD. Poroniony. Ani dobry na horror ani na thriller. Takie coś niezdecydowane nicoś. No i w końcu leżę w łóżku i mogę się wybyczyć i napisać wam coś. A mam zamiar kogoś dzisiaj wspomnieć! Uwaga:

Dla wszystkich, którzy znają Agę Z. Dla wszystkich również, którzy chcieli by Agę Z. poznać. W tym teledysku, dokładnie w 1:29 minucie, Fergie robi taką dziwną minę i rozkłada ręce w geście WHAT THE FUCK? Odkąd pierwszy raz to zobaczyłem to zastanawiam się, skąd Fergie nauczyła się naśladować Agę? Książkowy przykład! Jeśli zobaczycie kogoś kiedykolwiek robiącego taki gest, to na pewno ta Aga Z. :) Z pozdrowieniami :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

haha bardzo spostrzegawczy jestes bo to twa ulamek sekundy ale fakt to jest doklanie moje WTF!
pozdrawiam Aga Z

cloo pisze...

wypisz wymaluj Aga, no na grzywę konika polnego!! AGA!

Prześlij komentarz