19 sierpnia 2010

Wkurzony

Tzn. dzisiaj już mniej, ale wczoraj to mnie krew zalewała. Czy ja mam na czole napisane IDIOTA? Zawsze muszę w jakieś g. wdepnąć... GRRR!!!

Kojarzycie tą sytuację Pana doktora? Przybliżę jeszcze raz: mierzy mi ciśnienie i mówi, że mam za wysokie, ale wpisze mi niższe, pod warunkiem, że będę do niego chodził. Luz, mnie tam rybka. Mówię tylko, że wolałbym schudnąć jeszcze trochę i może jakieś ćwiczenia, byle nie chemikalia, nie cierpię tabletek. On na to "to się świetnie składa, dzisiaj jest takie seminarium, gdzie będziesz mógł porozmawiać z dietetykiem, lekarzem od serca itd, ogólnie będzie grupowa prezentacja a potem będzie można porozmawiać". Super, będę!

Zebraliśmy się we 4 Kitty, Linda, Hailee i ja. Trochę nam zeszło szukanie miejsca, bo ulica długa, ale w końcu odnaleźliśmy właściwy adres. Linda poszła mnie odprowadzić pod drzwi a potem miały gdzieś pojeździć do czasu, aż się skończy. Tymczasem ten "pan doktor" wszystkie wyciągnął z samochodu i zaprosił na spotkanie. Do sali wszedłem tylko ja i Hailee, a Linda i Kitty zostały gadać z tym kolesiem. Okazało się, że to spotkanie to jedno wielkie zbieranie frajerów do piramidy finansowej. "Za jedyne 65 dolarów zakładasz własną firmę sprzedającą "zdrowe leki", a po kilku latach zarabiasz miliony", "możesz pracować z domu, kiedy chcesz, ile chcesz", "możesz jeździć po świecie i mieć międzynarodowych współpracowników", "zapraszasz kolejne osoby a one zarabiają dla Ciebie". W połowie wkurwiłem się i jawnie przepraszając osoby po drodze, zabierając ze sobą Hailee wyszedłem. Koleś nas dogonił i pyta się, czy nam się nie podobało czy coś. Dziewczyny zjechały go z góry na dół za wykorzystywanie imigrantów do zarabiania, pytają ile tak naprawdę na sali jest imigrantów, którym podpisuje papiery (90% było skośnookich, więc obstawiam, że wszyscy). Zabraliśmy się i pojechaliśmy.

UPDATE! Koleś wpadł nam na chatę!!! Po chwili pogadanki doszliśmy do wniosku z dziewczynami, że narobił w gacie po tym jak dziewczyny go zjechały i bał się, że doniesiemy gdzieś na niego. Wpadł do nas do domu (adres jest na formularzu) i uzupełnił mi do końca papiery, bo nie mógł się ze mną skontaktować przez komórkę (rzeczywiście niewyraźnie napisałem 9 i wyglądała jak 8) a jutro go nie ma, więc chciał jak najszybciej, żebym miał pełne papiery. Wyobrażacie sobie? Masakra...
Dzisiaj nic więcej nie napiszę, bo jestem po prostu w szoku. Nowozelandzki oszust chciał naciągnąć biednego polaka! GRRR!

4 komentarze:

transit pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

super komentarz... widzę że post przyciąga swoich... :P

Ralf pisze...

Jakiś spamer. Już usunięty ;)

Anonimowy pisze...

To ja myslalem, ze takie rzeczy to tylko w polsce mozliwe :) Ale jak widac nie tylko :D

// Przemo

Prześlij komentarz