23 września 2010

Dzieje się

No więc wciąż dzieje się dużo i wciąż nie mam czasu wam o tym pisać :) Ostatnio na nic nie mam czasu. Czas przecieka przez palce. Takie posty jedno-akapitowe z pracy chyba były by najlepsze. Ale do rzeczy.

We środę byłem na firmowym piwie. Praca w małej firmie ma tą zaletę, że wszyscy się znają, wszyscy się lubią (nie ma wyjścia :) ), i wszyscy wychodzą na piwo. Z wyjątkiem szefów oczywiście, ale to już chyba reguła. Pozdrowienia dla byłych szefów :p
Piwo było powiązane z rywalizacją! Margaret zgłosiła nas jako zespół do quizu barowego. Ciekawa rzecz, nie spotkałem się z tym w Polsce. Zasada jest taka, że rejestrują się drużyny przypisane do stolika (maksymalnie tyle drużyn ile stolików w pubie) a do wygrania zwykle vouchery do wydania w barze. Tego dnia był do wygrania kupon 200$ do wydania. Całkiem niezła nagroda jak na cotygodniowy quiz.
Zasady quizu są dosyć proste. Każda drużyna dostaje zeszycik 10 stronicowy, zaś na każdej stronie jest 10 szerokich linii na wpisanie odpowiedzi. Na telewizorach zaś wyświetla się 10 pytań w 10 kategoriach (co daje 100 pytań razem). Pytania są z różnych dziedzin i muszę przyznać, że trudne. Były pytania np w którą stronę zwrócona jest Mona Liza na obrazie, albo pokazane zdjęcie Hong Kongu i zgadnięcie co to za miasto, albo zgadywanie dat po wydarzeniach. Dużo było również pytań o Nową Zelandię, więc tak super to im się nie przydałem, ale i tak świetnie się bawiłem. Do tego piwo w dzbankach, pizza i doskonała atmosfera i jest co wspominać następnego dnia w pracy. Dodam, że jedna koleżanka z pracy (sympatyczna pani po 50) pomimo, że mieszka kilka ulic koło pubu, zawiozła mnie dobre 10km do domu. Nie wspomnę, że prawie każdy był samochodem i każdy pił.
Tutaj warto wspomnieć o limicie, który wynosi bodajże 0,4 promila. Nie wszyscy są z tego zadowoleni, aczkolwiek większość jest za utrzymaniem tego limitu. Sprawdzano jednak na kilku osobach po jakim czasie osiągają limit i facet mojej wielkości (wysoki, dobrze zbudowany /muszę sobie posłodzić nie ;) / ok 100kg) wypił 10 heinekenow 0,33 zanim przekroczył limit. Wyobrażacie sobie potem prowadzenie samochodu po 10 małych piwkach?

Teraz trochę rasistowsko będzie. Nie mam nic do żadnej z ras, ale doskonalę rozumiem, dlaczego tutaj nikt nie toleruje żółtych i hindusów. Wynika to z tego, że oni jakkolwiek sympatyczni i przyjaźni, w ogóle się nie integrują. Zamknięci są w tych swoich małych społecznościach, chajtają się między sobą, utrzymują głównie znajomości między sobą. Zupełnie zamknięci. Owszem, można z nimi pogadać, ale jak już przyszedł czas quizu i piwka, tylko skośnooka koleżanka nie przyszła. Zresztą wszyscy o tym mówią. Pary mieszane (żółto inne) są bardzo rzadkie, jeśli w ogóle ktokolwiek widział. Stąd właśnie dowcipy o nich i ogólnie niechęć. No bo jest ich dużo, to powinni się jakoś wtopić w społeczeństwo, ale oni chyba nie chcą. Sam nie wiem co z nimi nie tak.

Jazda na skuterze idzie mi coraz lepiej pomimo, że czas dojazdu do pracy wcale się nie skraca. Zawsze ten sam - do pracy 45 minut z pracy 30. Rzadko schodzi się poniżej tego czasu, choć raz udało mi się dojechać do domu w 20 minut na samych zielonych. Nauczyłem się też jeździć z wiatrem i wiem w których miejscach wieje bardziej. Nie wiem skąd to się bierze, ale zawsze w tych samych. Problemem też pozostaje fakt, że skuter cały czas narażony jest na działanie środowiska. I tak po kilku ulewnych deszczach przestał mi działać licznik. Jednak staropolskie wychowanie, but w kierownicę i mu przeszło :p Muszę sobie kupić jakiś pokrowiec na tego dziada, tylko znów jak ja będę go zakładał. Pod pracą? Dziko tak.

Na koniec kolejna ciekawostka. Jak dorobić się milionów? Trzeba mieć dobry pomysł - proste. I to wcale nie wiąże się z komputerami i internetem. Owszem, tam ostatnio o to najłatwiej. Ale wyobraźcie sobie, jaką kasę musiał zarobić ktoś, kto wpadł na pomysł oznaczania przejść dla pieszych i sprzedał go rządowi! Konkretnie - w NZ przed każdym oznaczonym przejściem dla pieszych są takie ok. 3-4 cm grzybki wysokości może 5mm blisko siebie w prostokącie obstawiam 3x1m. Na każdym przejściu. Prawdopodobnie dla oznaczenia dla niewidomych, lub może również dla rowerzystów po ciemku... Sam nie wiem. Nie zmienia faktu, że jedno przejście to kilkadziesiąt takich grzybków (obstawiam ceny kilku centów). Pomnóżcie to przez miliony przejść dla pieszych, przez cenę montażu itd itp. A takie metalowe grzybki pewnie zamówić można w chinach za kilka dolarów za tonę ;) Nie wiem dokładnie po co to jest, więc na 100% nie mogę skreślać, ale jak na mój gust jest to po prostu coś bezużytecznego, co ktoś wcisnął rządowi i dorobił się na tym niezłej emeryturki.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

w UK jest to samo, zamknięte środowiska chindusów itd, niestety duzo polaków tez tak robi, spotykają sie po domach i tylko z pracy i do pracy - a najwazniejsze jest to zeby integrowac się ze srodowiskiem w ktorym sie jest - a Tobie jak widac swietnie to wychodzi - :-)

Anonimowy pisze...

grzybki to normalka na calym swiecie, sa pomyslane dla niewidomych zeby laska mogli wyczuc przejscie dla pieszych. Z tego co wiem kazde nowe przejscie dla pieszych w Polsce ma obowiazek posiadania takich grzybkow, w Warszawie jest ich pelno, coraz wiecej w Krakowie...

Prześlij komentarz