26 września 2010

Jak uciec na koniec świata - poradnik emigracji do Nowej Zelandii

[Wstęp]
Starych czytelników zapewne nie zainteresuje ten artykuł, ale mam nadzieję, że komuś, kiedyś się to przyda. Pokrótce wszystkie kroki, jakie trzeba zrobić, żeby znaleźć się tu gdzie ja, czyli w Auckland, w Nowej Zelandii. Nie dla wszystkich się sprawdzą, ale na pewno będziecie mogli wykorzystać część wiedzy, której mnie osobiście przed wyjazdem brakowało w jednym miejscu. Artykuł przygotowany jest dobrowolnie i każdy może, a nawet powinien :) z niego skorzystać. Szanuj jednak mój poświęcony czas i jeśli chcesz go gdzieś zacytować w całości lub w części, najpierw zapytaj. Mój e-mail jest w prawej kolumnie.

[Krótko o mnie]
Mam na imię Rafał (choć od dawna znajomi mówią na mnie Ralf), z zawodu jestem człowiekiem od magicznych literek IT. Pomysł na wyjazd do Nowej Zelandii zrodził się około stycznia/lutego 2010 roku, w centrum światowego kryzysu. W tym czasie większość informacji o możliwościach i zagrożeniach znalazłem sam. Bardzo pomocna jest strona Immigration (nie ma się co oszukiwać, jeśli nie radzisz sobie z czytaniem tej strony i nie przyjeżdżasz tu do kogoś, masz kiepskie szanse na pozostanie), jednak aby coś na niej znaleźć trzeba wiedzieć czego szukać. Sam w Nowej Zelandii jestem od 30 maja 2010 roku. Obecnie pracuję i poznaję okolice. Zresztą całą historię możesz poznać czytając tego bloga :)

[Przygotowania]
Zwykle zajmują kilka miesięcy. Mnie osobiście zajęły niecałe 3, a to i tak głównie z powodu oczekiwania na tańszy lot i okres wypowiedzenia z pracy, bo szalona emigracja miała być impulsywna. I była! Termin, nie przypadkowo, został wybrany na maj 2010 roku. To jedna z najlepszych dat, kiedy jeszcze loty są bardzo tanie, a pogoda w Nowej Zelandii bardzo podobna do naszej, przez co nie trzeba się specjalnie aklimatyzować (my mamy wiosnę, oni jesień).
Przygotowania zaczęły się od przejrzenia możliwości wyjazdu. Jak wam wiadomo, do Nowej Zelandii potrzebujemy wizy na każdą okazję. Nie ma co psioczyć na Polskę, ponieważ z wyjątkiem Australijczyków, wizę potrzebują wszyscy, łącznie z panującą tu Wielką Brytanią. Rodzajów wizy jest setki i sam naprawdę tego nie ogarniam. Można jednak to bardzo uprościć do 4 kategorii:
  • wiza turystyczna - jako obywatele EU dostajemy wizę turystyczną na granicy na najprostszych warunkach, takich jak najbardziej rozwinięte kraje. Należy okazać bilet wyjazdowy z Nowej Zelandii (czytaj dowolny bilet do innego kraju) oraz środki na przeżycie. W praktyce wystarczy dobrze się zachować przed oficerem migracyjnym na granicy i nie trzeba okazywać nic. Wizę taką otrzymuje się na 3 miesiące. Będąc na miejscu można ją przedłużyć w biurze immigration o kolejne 3 miesiące, lub w wyjątkowych sytuacjach o 6 miesięcy do maksymalnych 9 miesięcy.
  • wiza pracownicza - to wiza, która pozwala nam tutaj pracować. Jej podstawą jest oferta pracy od pracodawcy. Na tej wizie skupię się więcej poniżej, ponieważ taką posiadam.
  • wiza rodzinna/partnerska - to wiza, którą dostajemy okazują dowód, że jesteśmy związani z osobą już tu przebywającą. Jej zakres zależy głównie od wizy, którą posiada osoba, na którą składamy papiery. I tak jeśli partner posiada wizę studencką, my dostaniemy studencką partnerską (która nie pozwala pracować), jeśli pracowniczą dostaniemy otwartą pracowniczą na taki sam okres czasu itd. Można również przyjechać do rodziców i najbliższej rodziny. Ponieważ jednak nie mam tu żadnej rodziny, nie za wiele wiem o takich opcjach
  • wiza rezydencka (w tym Skilled Migrant Visa) - można ją dostać na dwa sposoby. Pierwszy, to wiza rezydencka, którą dostajemy za legalny pobyt powyżej 2 lat. Na wizie rezydenckiej zasadniczo dostajemy takie same prawa jak Nowozelandczycy, z wyjątkiem głosowania w wyborach (odpowiednik zielonej karty w USA). Drugi to Skilled Migrant Visa, która opiera się na systemie punktowym. Stan na 2010 rok: aby zostać wziętym pod uwagę w rozpatrywaniu wizy, należy zdobyć 100 punktów. Powyżej 140 punktów, każda wiza jest rozpatrywana. Nie oznacza to jednak, że ją dostaniemy. Najpierw trzeba spełnić dziesiątki wymagań począwszy od tego, że zawód który wykonujemy, musi znajdować się na liści poszukiwanych w Nowej Zelandii oraz musimy być w stanie udowodnić, że wykonujemy ten zawód od min. 3 lat. Dodatkowo trzeba wykazywać się płynną znajomością języka angielskiego (obowiązkowo trzeba zdać egzamin IELTS na min. 6.5), dobrym zdrowiem oraz dobrymi warunkami finansowymi. Koszt aplikacji Skilled Migrant Visa to na chwilę obecną kwota dochodząca nawet do 10 tys. złotych, przy czym nie gwarantuje nam to otrzymania wizy! (na kwotę składa się koszt aplikacji, badania lekarskie, egzamin IELTS, tłumaczenia dokumentów itd).
Poza powyższymi, znajduje się jeszcze wiele rodzajów wiz (w tym studencka), jednak te wymienione uważam za główne opcje do wyjazdu.

Osobiście wybrałem opcję pierwszą i drugą, mieszaną. Stary sposób, który polega na wjeździe do kraju jako turysta a następnie przez cały pobyt poszukiwaniu pracy. Jeśli ją znajdziemy, aplikujemy na miejscu o wizę pracowniczą.

Do przygotowań należy oczywiście dodać przelot. Najtańsze opcje przelotu są z Londynu i Frankfurtu. Do tych dwóch miejsc natomiast powinniście sobie łatwo poradzić, ponieważ lata tam większość tanich linii. Jeśli chodzi o ceny, to uzależnione są od standardu przelotu (czytaj rodzaju linii) oraz od daty. Wiadomo, że najdroższe przeloty są w lipcu/sierpniu oraz grudniu-lutego, czyli odpowiednio w Europejskie i Nowozelandzkie lato. Do wyszukania lotu warto użyć uniwersalnej wyszukiwarki lotów, która sprawdzi nam ceny kilku linii lotniczych za jednym razem. Nie warto jednak kupować przez wyszukiwarkę, lecz przenieść się bezpośrednio do strony linii lotniczych. To zagwarantuje nam brak problemów przy wylocie. Do rezerwacji niezbędna jest nam karta kredytowa, najlepiej z serii MasterCard/Visa oraz aktualny paszport (większość linii prosi o zarejestrowanie paszportu przed wylotem).
Najtańsze przeloty są w tanich liniach azjatyckich, do których zalicza się linie Tajskie oraz Brunei. Te drugie mają stałe ceny i są w 90% najtańsze, jako że próbują zostać wiodącymi liniami na linii Europa - Nowa Zelandia/Australia. Warto jednak dodać, że w niektórych liniach azjatyckich, ze względu na religię (muzułmanizm) obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu na pokładzie samolotu (do takich linii zalicza się Royal Brunei).
Ja wybrałem Cathay Pacific, która jest jedną z najlepszych linii lotniczych na świecie, trafiając na wielką wyprzedaż biletów do Oceanii. Tym sposobem szukając około tygodnia przelotu, udało się cały przelot Kraków-Auckland zamknąć w kwocie 2500zł (oczywiście z 3 miesięcznym wyprzedzeniem). To jednak wyjątek, ponieważ drugi raz na taką promocję już nie udało mi się nigdy trafić. Trzeba liczyć na wydatek min. 3000zł za jedną osobę, oczekiwać na promocję, lub jak ja - mieć po prostu szczęście.

Mamy więc bilet, mamy pomysł, trzeba załatwić jeszcze kilka rzeczy. Po pierwsze trzeba złożyć wypowiedzenie w pracy :) Wiadomo, uciekamy przynajmniej na 3 miesiące. Trzeba załatwić też kilka dokumentów no i trzeba się gdzieś przez te 3 miesiące podziać.

Ofert mieszkaniowych w Auckland jest mnóstwo. Auckland to największe miasto w Nowej Zelandii, posiadające około 1/4 całej populacji tego kraju! Do wyboru mamy dwie racjonalne opcje. Zamieszkamy sami lub z kimś. Zakładam, że tak jak ja nie wiecie o kraju nic i nie macie tutaj zupełnie nikogo znajomego. Teraz już wybór należy do was. Czy wolicie samodzielność i własne towarzystwo, czy wolicie integrować się ze społeczeństwem i poznawać kulturę i obyczaje z bliska. Wybór pierwszy sprowadza się do mieszkania w kawalerce w centrum. To najtańsza opcja dla osób szukających spokoju, ponieważ domków jednopokojowych raczej nie ma, a zakładam, że nie posiadamy aż takiego zaplecza finansowego, aby spokojnie wynająć duży domek zanim dostaniemy stałe źródło dochodów. Koszt wynajmu kawalerki, czyli pokoju połączonego z kuchnią oraz z łazienką to około 250$ plus opłaty. Trzeba się przygotować więc na około 300$ tygodniowo. W zależności od właścicieli opłaty za mieszkanie płacimy raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie. Rachunki standardowo miesięcznie.
Jeśli wybierzemy dzielenie domu/mieszkania z kimś, trzeba wybrać się na jeden z wielu portali oferujących pokoje (portale są płatne i darmowe) i wybrać swoich przyszłych lokatorów, oraz lokalizację. Najlepiej oczywiście jak najbliżej centrum, ponieważ zakładam, że będziemy dojeżdżać na rozmowy rekrutacyjne, a transport w Auckland do najtańszych nie należy. Bliżej centrum to wyższa cena, dlatego najlepiej wybrać złoty środek, czyli blisko linii kolejowej na obrzeżach Auckland City. Koszt wynajmu pokoju, oczywiście w zależności od standardu oraz lokalizacji, to od 150$ do nawet 300$ tygodniowo, w czym nie zawsze mieszczą się opłaty (należy wcześniej ustalić z osobą odpowiedzialną za dom). Wielkości domów/mieszkań również są różne. Można dzielić mieszkanie z drugą osobą, a można wprowadzić się do dużego domu z 5 sypialniami (razy 2 lokatorów w każdej daje nam 8 współlokatorów). Ja osobiście wprowadziłem się do Mt Wellington do 3 sypialnianego domu z 3 lokatorami (jako 4 osoba).
Przy wyborze mieszkania ważna jest lokalizacja, transport, ale również bardzo ważny dostęp do internetu. Niestety Nowa Zelandia słynie ze słabego dostępu do internetu i większość abonamentów na rok 2010 jest jeszcze limitowana transferem! A przecież do szukania pracy potrzebny nam jest internet.

Jeśli chodzi o szukanie pracy, to polecam wysondowanie rynku przed wyjazdem, czy nawet przed decyzją o wyjeździe. Trzeba znaleźć kilka ofert nas interesujących, nie wpisujemy swojego adresu ani danych o statusie wizy, wysyłamy i sprawdzamy jakie jest zainteresowanie naszą osobą. Jeśli np. na 10 wysłanych ofert nie dostaniemy żadnej zwrotki, trzeba się poważnie zastanowić, czy warto inwestować w wyjazd, jeśli nasze stanowisko nie jest tak bardzo pracodawcom potrzebne. W moim przypadku odpowiedzi na 10 wysłanych ofert było ok 6 o ile pamiętam, przy czym wszystkie sprowadzały się do pytania, jaki jest status wizowy i czy jestem w Nowej Zelandii, ponieważ pracodawca nie zatrudnia bez wcześniejszej rozmowy rekrutacyjnej z kandydatem osobiście. Warto więc dodać, że szansa na znalezienie pracy z Polski w Nowej Zelandii jest bliska zeru (o ile nie pracujemy w firmie, która ma oddział w Nowej Zelandii i prosimy o przeniesienie).

Ok, mamy zarezerwowany swój ciepły kącik, przelot, co jeszcze? Na pewno trzeba hotel/motel/hostel na kilka pierwszych dni. Wynika to z prostego faktu, że wychodząc z samolotu raczej nie wprowadzimy się do nowego pomieszczenia. Chociażby ze względu na fakt, że będziemy wyczerpani, nikogo nie znamy i na obejrzenie mieszkania musimy się umówić, co po przylocie raczej nie wchodzi w grę. Polecam hostel w Mt Eden, który ma całkiem dobry standard, oferuje pokoje po przyzwoitej cenie oraz przede wszystkim jest rzut beretem od centrum. 5 pierwszych dni to jest optymalny czas do spędzenia w hostelu.

Zbliża się wylot - co jeszcze? Wybraliśmy już wizę, którą chcemy dostać, warto więc do niej się przygotować. Trzeba wejść na stronę immigration, przeglądnąć wymagane dokumenty i jak najwięcej załatwić ich jeszcze w Polsce, przetłumaczyć i spakować ze sobą. W żadnym wypadku jednak nie pakujcie wydrukowanych CV! Jeśli oficer migracyjny złapie was z nim na granicy możecie zostać nie wpuszczeni do kraju. Pakujcie absolutnie tylko niezbędne dokumenty, które można załatwić tylko w Polsce. To chyba tyle. Pakujemy się i lecimy.

[Przelot]
Bierzemy walizki i jedziemy na lotnisko. Trzeba pamiętać, że nasz paszport musi być ważny jeszcze przynajmniej przez pół roku. Najlepiej jednak wyrobić sobie nowy, aby ewentualnym brakiem lub zbyt wieloma pieczątkami nie wzbudzać problemów na granicy. Z Nowozelandzkiego programu o celnikach dowiedziałem się, że np. jednego pana nie wpuszczono do kraju, ponieważ powiedział, że jedzie na wakacje a miał ze sobą dużo dokumentów i przede wszystkim calutki paszport w pieczątkach z krajów z całego świata. Przedstawił się jednak jako turysta (nie chciał przedstawić zawodu) i dla celników wydał się zbyt podejrzany.
Jesteśmy na lotnisku, wsiadamy w samolot i lecimy. Kolejnym plusem wylotu w maju lub pozostałych nieturystycznych miesiącach jest fakt, że samoloty nie są przepełnione, przez co można znaleźć rząd wolnych siedzeń i położyć się w poprzek. Lot z Polski do Londynu/Frankfurtu to około 2 godziny. Z dużych lotnisk do Auckland już około 22 godziny samego lotu! Do tego należy dodać przynajmniej 2 godzinne międzylądowanie, najczęściej w Hong Kongu. W ten czy inny sposób trzeba przygotować się na przynajmniej 30 godzinną podróż, licząc pobyty na lotniskach. Dodając do tego zupełne odwrócenie strefy czasowej (w zależności od pory roku 10 lub 12 godzinna zmiana czasu), przylatujemy skrajnie wyczerpani. A przecież to dopiero początek i czeka nas odprawa celna. Więcej jednak o przelocie możecie przeczytać w jednym z pierwszych postów.
Z lotniska do centrum najlepiej i najtaniej dostać się autobusem, który kursuje co kilkanaście minut. Z centrum już dostaniemy się transportem publicznym w każde miejsce. Przejazd taksówką z lotniska to wydatek minimum 50$, w zależności gdzie jedziemy, cena może skoczyć nawet do ponad 100$. Znajdujemy swoje pierwsze miejsce noclegu i odpoczywamy.
Na koniec rada: przyjeżdżając, jakkolwiek nie będziemy wycieńczeni, nie powinniśmy się kłaść spać. Odespać najlepiej (mimo wszystko) jest w nocy. Trzeba wytrzymać do końca dnia i położyć się dopiero wieczorem. Tym sposobem bardzo szybko przestawimy się na nowy czas. W przeciwnym wypadku grozi nam kilkutygodniowe przestawianie się i pobudki np o 4 rano zupełnie wyspanym.

[Nowa Zelandia i poszukiwanie pracy]
Jesteśmy w Nowej Zelandii. Co dalej? Zaczynamy poszukiwać pracy. Dwie przydatne strony, to seek oraz trademe. Na obu stronach znajdziemy najwięcej ogłoszeń, jednak uwaga! Często ogłoszenia się powtarzają a jednym z największych błędów podczas rekrutacji, jest wysłanie do tego samego pracodawcy, na to samo stanowisko dwa razy aplikacji. Trzeba więc sobie w pewien sposób notować, gdzie już wysyłaliśmy, ponieważ również na tym samym portalu pracodawca może po pewnym okresie zamieścić dokładnie to samo ogłoszenie.
Jak szukać pracy wie każdy. Każdy ma swój sposób, każdy ma swoje metody. Najważniejsze to mieć dobre CV (nie muszę chyba wspominać, że w języku angielskim) i pozytywne nastawienie. Czego jednak nie dowiecie się z ofert o pracę, to tutejsze obyczaje rekrutacyjne. Postaram się wymienić jak najwięcej tych, które są nam, Polakom, obce:
  • CV - każda kultura ma swoje sposoby na pisanie CV. Nie inaczej z Nową Zelandią. Zaczynamy od tego, że w przeciwieństwie do Polski, tutaj nie powinno się wstawiać zdjęcia do aplikacji. Aplikacja powinna być zwięzła i zawierać najistotniejsze szczegóły z naszej kariery, a pomimo to powinna zawierać najlepiej około 3 stron. Pod każdym stanowiskiem trzeba zamieścić kilku-zdaniowy jego opis, czyli co robiliśmy i jakie są nasze sukcesy. I tutaj kolejna uwaga! Ważne aby pisać "moim sukcesem w pracy było" bardziej niż "mój zespół robił", ponieważ pracodawców nie interesuje jak potrafisz współpracować, tylko co potrafisz sam zdziałać, wnieść do jego firmy. Bardzo ważne jest również podanie numeru telefonu kontaktowego oraz adresu zamieszkania w Nowej Zelandii, co upewni pracodawcę, że jesteś na miejscu i może z Ciebie skorzystać. Nie powinno za to podawać się statusu wizowego (chyba, że mamy wizę pozwalającą na pracę). Tym sposobem możemy zakwalifikować się na rozmowę rekrutacyjną do firmy, która z założenia nie rekrutuje osób bez wizy pracowniczej, a na rozmowie możemy ich przekonać do siebie. Więcej o CV możecie znaleźć w sieci, między innymi wzory, jednak pamiętajcie - na całym świecie HR-owcy dobrze znają większość wzorów CV - bazujcie na nich, jednak nie kopiujcie (zmieniając tylko dane), bo zostanie to zauważone. I na koniec, może zbyt oczywiste, ale - piszcie prawdę i tylko prawdę. Każde naciągnięcie kwalifikacji zostanie wyłapane, wierzcie mi. Dotyczy to nie tyle Nowej Zelandii, co każdej rekrutacji.
  • referencje - jakkolwiek zabrzmi to dziwnie dla nas, tutaj obowiązują referencje. Zasadniczo są jednym z najważniejszych elementów selekcji kandydatów. Osoba bez referencji, lub z dopiskiem "referees available on request" odpada w przedbiegach, jakiekolwiek kwalifikacje by nie miała. Zwróćcie uwagę chociażby na fakt, że w Nowej Zelandii w większości domów, aby je wynająć potrzeba referencje z poprzedniego miejsca zamieszkania! Referencje, oczywiście po angielsku, zamieszczamy w CV na końcu wraz z kontaktem do osoby wystawiającej je. Nie zrażajcie się jeśli pracowaliście do tej pory tylko w Polsce. Podajcie adres e-mail osoby wystawiającej referencje. W praktyce rzadko pracodawca zwraca się o sprawdzenie referencji. Bardziej chodzi o uwiarygodnienie faktu wystawienia przez daną osobę tychże referencji. W obecnych czasach warto również skorzystać z nowych technologii, czyli internetu. Przydatny jest portal Linkedin, w którym możemy streścić swoją karierę oraz otrzymać referencje od współpracowników. Można link do swojego konta na Linkedin dodać w CV, jednak kopię referencji mimo wszystko trzeba wkleić do CV, ponieważ nie każdy będzie miał czas i ochotę kliknąć w podany link.
  • Zasięg - w zależności jak bardzo chcemy zostać w danym miejscu lub po prostu w Nowej Zelandii. Jeśli wybieramy jedno miejsce, to najlepsze oczywiście są duże miasta, gdzie o prace łatwiej. Trzeba się jednak liczyć ze zmniejszonym prawdopodobieństwem znalezienia pracy. Jeśli poszukujemy w całym kraju, trzeba się przygotować na kolejną wersje nowych technologii, czyli rekrutację przez wideokonferencję. To popularny tutaj sposób na pierwszy etap rekrutacji. Nie oszukujmy się jednak, zanim zostaniemy zatrudnieni, pracodawca będzie chciał nas zobaczyć i trzeba będzie do niego dolecieć. Wcześniej jednak możemy przejść rozmowę z nim przez skype, dlatego przydaje się laptop z kamerką internetową. W przeciwnym wypadku trzeba być przygotowanym na towarzystwo ludzi w koło słuchających jak mówimy o sobie, czyli na rozmowę w kafejce internetowej.
    Najlepiej poszukiwać pracy w 3 głównych miastach, czyli Auckland, Wellington i Christchurch jednocześnie. Wynika to z możliwości taniego przelotu pomiędzy tymi miastami (do 100$ za bilet w obie strony na kilka dni przed wylotem). Dodatkowo przedstawiając nasz zasięg jako całą Nową Zelandię, upewniamy firmy rekrutujące, że chcemy pozostać tutaj za wszelką cenę, bez względu na szczegóły.
  • rejestracja w firmach rekrutacyjnych - to kolejny szalenie ważny element. W Nowej Zelandii firm, które poszukują pracowników w internecie na własną rękę można wymienić na palcach jednej ręki. Tutejszym rynkiem pracy rządzą firmy rekrutacyjne. Szczegółów nie mogę wam powiedzieć, ponieważ sam ich nie znam, jednak z pozbieranych szczątków informacji poskładałem sobie do kupy to tak, że istnieje jedna wielka lista dla pracodawców, gdzie dodają oferty pracy (jest widoczna tylko dla firm rekrutacyjnych) z której korzystają firmy rekrutacyjne. Firma, która znajdzie kandydata na dane stanowisko, dostaje opłatę w postaci procentu od przyszłego rocznego wynagrodzenia pracownika. Tak działa tutejszy rynek.
    Jedną z zasad, które należy wiedzieć, a które nie są oczywiste, jest ta, że firmy rekrutacyjne również nie zawsze ogłaszają ofertę pracy w internecie! Wynika to z faktu, że każda posiada swoją bazę danych kandydatów, z której korzysta w pierwszej kolejności. Dlatego ważne jest, aby pojawić się w bazie danych każdej możliwej firmy rekrutacyjnej. Trzeba znaleźć takie firmy w sieci i zarejestrować się w ich systemach, i jakkolwiek jest to monotonne i nudne, uzupełniając wszystkie dwoje dane dotyczące przeszłej kariery. Jeśli firma nie posiada systemu online, należy do nich napisać maila z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy.
    Nie łudźmy się jednak, że taka firma zaopiekuje się nami. Jak każda firma rekrutacyjna na świecie, i tym tutaj zależy głównie na zysku, czyli znalezieniu prawidłowego kandydata. To oznacza, że jesteś po prostu numerkiem w bazie danych, który czasem wyskakuje przy wyszukiwaniu. Jakkolwiek rekrutujące osoby będą dla Ciebie miłe i sympatyczne i oferowały 100% znalezienie pracy jeśli dasz im wyłączność, nie daj się zwieść, rejestruj się wszędzie gdzie to tylko możliwe, bo tylko tak zwiększasz sobie sam szanse. Nie bój się też, że 2 firmy rekrutacyjne złożą Twoją aplikację do tego samego pracodawcy, przez co będziesz spalony. Dopóki nie dasz takiej firmie wyłączności na poszukiwanie pracy oraz pełnych praw, nie mają prawa zarządzać Twoimi danymi. Mogą przedstawić Cię pracodawcy tylko jako anonimowego kandydata z wymienionymi przez Ciebie kwalifikacjami.
  • Nie poddawaj się - niestety przyjeżdżając tutaj bez pozwolenia na pracę, trzeba się liczyć z tym, że setki naszych zgłoszeń zostanie odrzuconych. Dla pracodawcy łatwiej zatrudnić jest osobę z mniejszymi kwalifikacjami lecz z zezwoleniem na pracę, niż taką na którą będzie musiała czekać przez cały proces wizowy. Jednak nie można się załamywać i na każdą kolejną rozmowę kwalifikacyjną trzeba iść uśmiechniętym i pełnym wiary w siebie. W końcu pracodawca musi wybrać właśnie Ciebie spośród innych pomimo, że już na dzień dobry jesteś na straconej pozycji. I szukaj pracy do ostatniego dnia pobytu - wspomnę tylko, że sam dostałem pracę na 2 dni przed planowanym wylotem powrotnym do Londynu.
  • Nie pal za sobą mostów - jakkolwiek pracodawca, czy firma rekrutująca Cię nie potraktuje, nigdy nie pal za sobą mostów. Akurat ja ze swoją minimalną cierpliwością wiem, jakie to jest trudne. Wiem jednak również z doświadczenia, że czasem taka firma potrafi sobie o Tobie przypomnieć po jakimś czasie. I tutaj kolejna historia z życia wzięta - sam dostałem pracę z firmy u której wcale nie aplikowałem. Zostałem polecony przez inną firmę w której byłem na rozmowie rekrutacyjnej i zrobiłem dobre wrażenie. W dodatku po e-mailu, że dziękują mi za rozmowę i doceniają moje kwalifikacje, ale poszukują kogoś o innym profilu, wysłałem im podziękowanie i propozycję, że jeśli kiedykolwiek będą szukali kogoś o moim profilu, będę zaszczycony u nich pracować. I tak oto takim małym gestem kupiłem sobie stanowisko w firmie partnerującej tej firmie, w której byłem rekrutowany.
[Proces wizowy - wiza pracownicza]
To bardzo żmudny i czasochłonny proces. Podstawą jest oczywiście podpisany kontrakt z pracodawcą, którego kopię należy załączyć do aplikacji. I tutaj ważne są kwalifikacje do zawodu. Jeżeli nasz zawód jest na wspomnianej liście poszukiwanych w Nowej Zelandii, mamy 50% procesu za sobą, pod warunkiem, że udowodnimy swoje kwalifikacje (np. dyplomem wyższej uczelni z danego kierunku). Jeżeli natomiast aplikujemy na stanowisko, które nie jest na liście, pracodawcę czeka żmudny proces udowadniania, dlaczego jesteś lepszy od Nowozelandzkich obywateli, nawet kosztem tego, że rząd ich przeszkoli na dane stanowisko. Czasem ten proces może skończyć się fiaskiem, co oznacza, że pracodawca nie dostanie zgody na zatrudnienie Ciebie, a Ty zostaniesz zmuszony do opuszczenia kraju. Warto również wspomnieć, że w tym czasie nie wolno Ci pracować a proces może zająć nawet kilka miesięcy!
Jeśli natomiast jesteśmy na liście poszukiwanych zawodów i jesteśmy w stanie to udowodnić, przechodzimy prosto do procesu wizowego. I ten proces nie jest najprostszy bo trwa kilkadziesiąt dni (na chwilę obecną do 60 dni z danych immigration). Na aplikację wizową składa się wiele dokumentów, których aktualną listę najlepiej znaleźć na stronie immigration. Kilka z nich trzeba załatwić jeszcze w Polsce, dlatego obecny stan wylistuję. Potrzebne są:
  • Aktualne badania lekarskie, nie starsze niż 3 miesiące, na które składa się szereg pojedynczych badań, w tym rentgen, badanie krwi, moczu, ogólne lekarskie + ok 20 stronicowy formularz do uzupełnienia. Listę lekarzy, którzy wykonują takie badania w Polsce można znaleźć na stronie immigration. W Nowej Zelandii każdy lekarz jest uprawniony do przeprowadzenia takiego badania.
  • Aktualne zaświadczenie o niekaralności, nie starsze niż 6 miesięcy, które można załatwić w każdym oddziale sądu w miastach wojewódzkich w Polsce. Należy je oczywiście przetłumaczyć
  • Wszelkie dowody na kwalifikacje w danym zawodzie, w tym dyplomy, szkolenia itd. wszystko oczywiście przetłumaczone
  • Nie można mieć żadnych problemów z prawem ani z paszportem. Jeśli kiedykolwiek odmówiono nam wjazdu, czy wydalono nas z jakiegoś kraju, trzeba się liczyć z problemami, bez względu na powód
  • Potrzebny jest paszport! Tak, paszport dołączamy do aplikacji, przez co przez cały proces aplikacyjny zostajemy bez paszportu!
  • W przypadku dołączania partnera do naszej aplikacji, potrzebne są dowody, że jesteście stałymi partnerami (nie dotyczy oczywiście małżeństw), czyli wszelkie dowody zameldowania w jednym miejscu, wspólne zdjęcia, wspólne rachunki itp
  • Jak wspomniałem, potrzebna jest podpisana kopia kontraktu pomiędzy nami a pracodawcą
To chyba tyle. Wypełnione wszystkie formularze zanosimy do najbliższego biura immigration, skąd zostają wysłane do Wellington, czyli do stolicy. Tam są rozpatrywane i jeżeli nie ma żadnych przeciwwskazań czy wątpliwości, odsyłane są kurierem na nasz adres zamieszkania, przy czym możemy odebrać je tylko osobiście (przesyłka w końcu zawiera nasz paszport!).
Na koniec kolejna ważna uwaga! Dostając pozwolenie na pracę, nie możemy pracować wszędzie! Dostajemy pozwolenie tylko i wyłącznie na pracodawcę, z którym podpisaliśmy kontrakt. To oznacza, że zmiana pracodawcy oznacza kolejną aplikację w immigration. Otwartą wizę pracowniczą (pozwalającą na pracę u dowolnego pracodawcy) za to dostają partnerzy osoby posiadającej wizę.

[Podsumowanie]
Wyjazd i mieszkanie w Nowej Zelandii to marzenie nie jednego z nas. To przepiękny kraj, w którym w ciągu 2 godzin możemy znaleźć się z górskiego stoku, poprzez tropikalną dżunglę na pięknej piaszczystej plaży z błękitną wodą. Kraj, w którym na pierwszym miejscu jest rodzina, a potem praca. Nie ma aż takiego wyścigu szczurów a ludzie są bardzo przyjaźni.
Jednak jednocześnie to kraj, który kandydatów na mieszkańców po prostu wybiera. Trzeba wykazywać się czymś, co oficera migracyjnego oraz pracodawcę zachęci do pozostawienia nas tutaj. Przeciętny zjadacz chleba po prostu nie ma szans.
Sam wyjazd do Nowej Zelandii to koszt przynajmniej kilkunastu tysięcy złotych na osobę. Koszt, który nigdy nam się nie zwróci. Mało tego, pieniądze, które możemy zupełnie stracić! Nikt w końcu nie gwarantuje, że znajdziemy tutaj pracę. Nikt nie gwarantuje również, że z ofertą pracy dostaniemy wizę. We wspomnianym koszcie mieszczą się koszty utrzymania nas przez cały okres (zakładam, że żyjemy bardzo, bardzo oszczędnie), koszty aplikacji wizowej, koszty przelotu itd. Zabierając ze sobą partnera, czy rodzinę, koszty lekko skaczą do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Dlatego bezpieczniejszą opcją jest aplikowanie o Skilled Migrant Visa jeszcze w Polsce, ponieważ gwarantuje nam to możliwość pozostania w kraju przez dowolny okres czasu oraz znacznie ułatwia znalezienie pracy. Wizę taką załatwia się jednak minimum pół roku, a zaleca się rozpoczęcie załatwiania jej rok przed planowanym przyjazdem.

Ja wybrałem opcję szaloną. Ten blog w końcu to relacja z szalonej emigracji. Wybrałem się na wizie turystycznej, znalazłem pracę i mam zamiar tu zostać jak najdłużej. Pomimo wielu problemów, worków z pieniędzmi zainwestowanymi w ten wyjazd, zrezygnowania z prestiżowej pracy w Polsce, nie żałuję swojej decyzji. Po prostu warto. Gdyby ktoś spytał mnie, czy drugi raz również zaryzykowałbym wyjechać do kraju, którego nie znam, w którym nie mam żadnych znajomych ani kontaktów, do którego nie mam zezwolenia na pracę i nie jestem pewien czy będę mógł zostać, odpowiedział bym bez zastanowienia, o każdej porze dnia i nocy: TAK!


Treść artykułu jest tylko i wyłącznie moim poglądem, który przedstawiam jako materiał do lektury dla osób, które chcą wyjechać do Nowej Zelandii. Nie traktujcie tego jako podręcznika wyjazdowego. Tobie też może się udać, ale wcale nie musi. Jeśli nie masz nic do stracenia lub po prostu potrzebujesz poczuć wiatr we włosach, ryzykuj. Jeśli zaś koniecznie chcesz się tu przeprowadzić, dokładnie zaplanuj każdy krok i załatw wszystko jeszcze w Polsce. Powodzenia!

8 komentarzy:

m0d pisze...

normalnie chyba Ci sie znow nudzi :D

Anonimowy pisze...

swietny tekst ;) ale mam pytanie, bo albo nie doczytalem, albo tego nie napisales - jak jest z legalizacją takiego pobytu ktory rozpoczyna sie na wizie turystycznej, a potem dostaje sie prace?

Ralf pisze...

Dokładnie tak jak napisałem :) Składa się papiery tutaj na miejscu z paszportem i umową o pracę. Czego nie dodałem a jest ważne, to w dniu składania papierów musisz mieć ważną wizę pobytową (dowolną, łącznie z turystyczną). Od momentu złożenia papierów liczy się już tak, jakbyś dostał tą, o którą aplikujesz... chyba, że nie dostaniesz, wtedy dostajesz kilka dni na opuszczenie kraju :) Ale takiej opcji nie bierzemy pod uwagę.
A teraz idę spać, dobranoc ;)

Anonimowy pisze...

dzieki wielkie ;)

Anonimowy pisze...

Dzięki. Niedługo będzie nas tam więcej :)

Anonimowy pisze...

Hej! A gdzie najlepiej wypozyczyc campervan w Qeenstown? jakies wskazowki?

Ralf pisze...

Do wypożyczania campervan-a służy taka międzynarodowa strona. Google się nazywa :p
Ja tak znalazłem swojego, znajdziesz i Ty, a przy okazji porównasz sobie ceny. Tak czy siak musisz rezerwować dużo wcześniej, bo w wakacje ciężko z dostępnością takich.

Anonimowy pisze...

Hej

- Super tekst :)

Czy od maja coś się zmieniło? :) Cały czas jesteś pozytywnie nastawiony i wszystko widzisz w różowych kolorach? ;)

Z jednej strony piszesz że bardzo ciężko znaleźć prace z Polski a z drugiej strony piszesz, że czasem pierwszy kontakt z pracodawcą odbywa się poprzez skype. Nie próbowałeś szukać pracy już z PL? Rozumiem że przed zatrudnieniem pracodawca chciałby z Tobą porozmawiać w realu ale na podstawie rozmowy przez skype też można ocenić potencjalnego pracownika.

Czy rzeczywiście trzeba mieć IELTS? Nie wystarczy, że ktoś mówi na tyle dobrze, że potrafi się bez problemów porozumieć w tym języku?

Prześlij komentarz