11 września 2010

Leniuchowanie

Dzisiejszy dzień dzielił się na 2 części. Aktywną i nieaktywną :) Zaczęło się rano od wspomnianego wypadu na ryby. I tak oto za drobne kilkaset dolarów zaopatrzyłem się w 2 wędki (jedną teleskopową, jedną 2 częściową), 2 kołowrotki, pudełko rybackie, zestaw haczyków, ciężarków, sztucznych przynęt itd itp i tak pewnie większość z was nie rozumie :p Głównym problemem był mały wybór w sklepie. Bo to sklep sportowy był bardziej niż wędkarski, który muszę znaleźć. I tak np w ogóle nie było spławików ani sprężyn na grunt. Trudno, pomachamy sobie w takim układzie błyskiem na początek.

Około 12 wylądowaliśmy z Kayla, czyli najmłodszą nad zatoką. Z mostu łowiło tysiąc ludzi, człek koło człeka, więc przenieśliśmy się kawałek dalej znajdując swój kawałek łowiska. Pierwsza godzina to urządzanie sprzętu, czyli nawijanie żyłki na kołowrotki, zakładanie kołowrotków, przynęt, wiązanie haczyków... Po uporaniu się ze wszystkim zaczynamy sobie rzucać. Po 15 minutach Kayla urywa pierwszy błysk :) Straciliśmy ich w sumie 2 + jednego twistera. To efekt dużych kamieni przy brzegu. Jak łatwo się domyśleć, pierwsze łowienie przyniosło efekt w postaci 2 potworów muszelkowych i prawie jednej mewy (czytaj, żadnej złowionej ryby). Z tymi potworami muszelkowymi to ciekawe w sumie, bo w Polsce w słodkiej wodzie też takie się łapią na błysk, tyle że tutaj to są takie prawdziwe muszelkowce. Jak znajdujecie muszelki na plaży, takie ładne pomarszczone, kolorowe, to takie 2 muszelki połączone a w środku dziwadło, które łapie za haczyk :) Mewa natomiast uwzięła się na Kayli woblera i usilnie próbowała go upolować. Po długim machaniu wędką i rękami na zmianę się odczepiła.
Nad zatoką spędziliśmy 3 godziny. Przegoniła nas ulewa. Na szczęście dosyć niedaleko stał jakiś domek, który co prawda był zamknięty, ale miał miejsce pod schodami do schowania się przed deszczem i odczekania na transport powrotny.
Odkąd wróciliśmy - lenię się :) Tzn nie zrobiłem nic. No może poza bałaganem wypakowując plecak z ryb. W międzyczasie posiedziałem na komputerze, przespałem się godzinę, zadzwoniłem do Polski i tyle. I tak minęło całe popołudnie. Zapewne jest to też efekt pogody, ale wcale się źle z tym nie czuję. Od czasu do czasu trzeba porobić nic! o!

Dzisiaj natomiast opowiem wam dwa spostrzeżenia w trakcie dojazdu do pracy. Jak już wam wspominałem kiedyś, ogromna większość ludzi w pociągu słucha muzyki. Wspominałem wam również, o zwariowanym radiu The Edge. I tak np. ostatnio podczas porannej audycji, komentując jakieś wydarzenie z (niepamiętamjakiego kraju), kiedy to młody chłopak został aresztowany za grę w strip monopol z dziewczyną i jej koleżanką. Prowadzący poprosili słuchaczy, żeby dzwonili i pisali w jakie najdziwniejsze "strip" gry grali, a sami tymczasem na poczekaniu wymyślili grę pt. "strip aftershock". Ponieważ w Cantebury po ostatnim trzęsieniu pojawiły się jeszcze 4 czy 5 całkiem sporych wstrząsów wtórnych, The Edge wymyśliło grę, w której po każdym wstrząsie ludzie ściągają z siebie kawałek ubrania. Ci to są szurnięci. W dodatku mają tak codziennie. Zastanawiam się, czy oni co rano nie palą tam czegoś w tym radiu. Wracając do spostrzeżenia, chciałem wam powiedzieć, że bardzo łatwo rozpoznać kto w pociągu słucha właśnie The Edge, ponieważ zwykle w jednym wagonie przynajmniej kilka osób się szeroko uśmiecha w tym samym momencie, kiedy właśnie coś śmiesznego dzieje się w radiu. Wygląda to śmiesznie kiedy patrzysz przed siebie, nagle uśmiechasz się sam do siebie słuchając radia a na przeciwko Ciebie robi dokładnie to samo druga osoba.
Drugie spostrzeżenie natomiast to winda w biurowcu mojej firmy. Biurowiec ma 11 pięter i dwie windy. Niestety schody są zamknięte jako wyjście ewakuacyjne, co jest trochę głupotą, bo z miłą chęcią podrałowałbym sobie od czasu do czasu po schodach na to 11 piętro. W każdym układzie zwykle wciskałem przycisk i spokojnie czekałem na windę. W tym tygodniu jednak przykułem swoją uwagę do wyświetlaczy (wskazują na którym piętrze jest winda) i zauważyłem książkowy przykład z przedmiotu "algorytmy i struktury danych". Dokładnie taki przykład mieliśmy na wykładach i sam jestem zaskoczony, że takie coś, ktoś mógł wykorzystać naprawdę. No bo przecież na najprostsze rzeczy najtrudniej wpaść, żeby użyć. I tak oto algorytm wygląda następująco: Przychodzę do pracy i windy są na 11 i 5 piętrze. Wciskam przycisk, że chcę jechać na górę i zjeżdżają obie windy. Pierwsza zjeżdża z 5 piętra na parter, druga natomiast z 11 piętra na 6. Algorytm bardzo prosty. Nie ważne gdzie ja pojadę moją windą, druga będzie dokładnie w połowie drogi w każdą stronę. Kiedyś muszę się przypatrzeć jak ten algorytm zadziałałby, gdybym drugą windą też wyjechał na 6 piętro. Obie były by na 6? Czy np jedna zjechała by na parter? Czy np obie podzieliły by się na 4 i 8 piętro? Ciekawe :)

Dzisiaj na koniec napiszę wam jeszcze o tym, jak popularne jest tutaj rugby. Rugby tutaj to sport narodowy, ale narodowy pełną gębą. Nasza piłka nożna to hobby Polaków. Tutaj rugby to religia. Rugby jest w każdej reklamie, rugby jest na każdym kanale, rugby jest wszędzie. Nowa Zelandia jest też organizatorem mistrzostw świata w 2011 roku w rugby. Z ciekawości z chęcią przeszedłbym się na jeden z meczy mistrzostw, ale bilety na ciekawe mecze zaczynają się od 200$, przy czym nie da się biletu kupić. Bilet można tylko wylosować, ponieważ zainteresowanie przekracza ilość miejsc (rejestruje się w systemie, jeśli system Cię wylosuje, możesz kupić bilet po określonej cenie). W każdym układzie im bliżej mistrzostw, tym więcej rugby w TV. All blacks reklamują dezodoranty, jogurty, karty zniżkowe, płatki śniadaniowe, coca colę... Pytanie czego oni nie reklamują. Szkoda tylko, że haka częściej nie pokazują, bo to akurat podoba mi się bardzo :)

2 komentarze:

Omułek jadalny :P pisze...

To mój drogi nie jest zwykła małż to jest kosmopolityczny małż :)

J.

? pisze...

a propos wchodzenia na pietra... ja dzis w ramach wdrazania aktywnosci fizycznej do codziennosci znalazlam w szpitalu schody!

Pracuje na 8 pietrze - mozna sie zadyszec jak szybkim krokiem chcesz tam wejsc. Ale zdecydowalam sie pokonac ta przeszkode... No i polazlam glupia na to 8 pietro - a tam sie okazalo ze drzwi na oddzial nie maja klamki...

Jezdzij wiec winda! Zaoszczedziesz sobie rozczarowania

Prześlij komentarz