5 września 2010

Nadrabiamy zaległości

Dobra, lista rzeczy do wpisania wydłużyła się tak bardzo, że trzeba ją trochę skrócić. Na początek jednak polecam film "World's Greatest Dad", który przed chwilą obejrzałem i jestem pod mocnym wrażeniem. Jednocześnie nieodparte porównanie do Kaczyńskich (no może poza końcówką), ale jeśli chcecie wiedzieć więcej, obejrzyjcie :)

Ok jedziemy listę. Przede wszystkim musicie się przyzwyczaić, że będę pisał rzadziej. Codzienne pisanie może by było jeszcze aktualne, gdyby nie: (pkt. pierwszy z listy) gdybym nie znalazł sobie innego hobby, które powoli zajmuje mi głowę. Hobby nie mogę wam niestety zdradzić, ponieważ jest moją słodką tajemnicą. Jedyne co mogę powiedzieć, to że ukaże się toto w internecie w najbliższych tygodniach, ale na pewno nie będziecie mogli powiązać tego ze mną, ponieważ robię toto pod pseudonimem :) No chyba, że się złamię i zamieszczę gdzieś linka, ale póki co tajemniczość powoduje, że przynosi toto większą satysfakcję.

Przez ostatni tydzień nie miałem wam też okazji opowiedzieć o "wspaniałej" przygodzie, w postaci jedzenia kuchni Thai. Nigdy, przenigdy nie ufajcie restauracji Thai i zawsze, zawsze, zawsze proście o łagodne jedzenie, które i tak będzie dla nas europejczyków cholernie ostre. I tak będąc w ubiegłą sobotę w pracy kupiłem sobie na wynos kurczaka z sałatką i całe krewetki w jakimś sosie i z warzywami. Zacząłem od krewetek jako taka przystawka. Zjadłem pierwszą i w smaku była słodka, ale ten czerwony wręcz pływający sos był podejrzany. Z rozmachu zjadłem drugą i... zaczęło się. Palenie w gardle to mało powiedziane. Zaczęło mi wszystko podchodzić do gardła, wszystko co zjadłem od tygodnia. Zacząłem ryczeć. To nie były płynące łzy, z oczu i nosa zaczęła mi płynąć woda. W tej samej sekundzie wypiłem szklankę wody i puszkę coli, co zupełnie nie pomogło, więc poszedłem pod kran i zacząłem płukać usta. Przez najbliższą godzinę nie mogłem wziąć nic do ust bo czułem, jakby ktoś mi przed chwilą je wypełnił kwasem. Przez kolejną godzinę jeszcze czułem ten smak. Ja nie wiem jak ktokolwiek na świecie mógłby to zjeść bez zająknięcia się, ale obiecuję postawić flaszkę wódki temu kto podoła. Jak dla mnie była to wymyślna Tajska mieszanka nitrogliceryny, benzyny, kwasu siarkowego, octu i odrobiny papryki do smaku! Bleh! Nigdy więcej nie idę do kuchni Thai!

A propos jedzenia, to we czwartek z okazji wyprowadzki Kitty i Linda urządziły kolację. Kolacja była wyśmienita a składała się głównie z lokalnej... baraniny :) I tak oto mogę powiedzieć, że zjadłem pierwszą nowozelandzką owieczkę, a przynajmniej jej kawałek. Baranina jest tutaj bardzo droga, a co zaskakujące w Australii nowozelandzka baranina jest tańsza niż tutaj. Ciekawe, skoro NZ jest największym producentem baraniny na świecie. Tak więc, żeby zrobić wam samaka obiadek wyglądał dokładnie tak:

W międzyczasie podczas przeprowadzki w końcu udało mi się złapać na filmie królika walczącego z psem :) Jeśli ktoś sobie przypomina monty pythonowego królika zabójcę, to ten królik wygląda dokładnie tak samo. Wkleję wam filmik jak tylko youtube przestanie mieć problemy z odbieraniem filmów. Próbowałem dzisiaj już kilka razy.

Tak żeby przeskoczyć jeszcze elementy listy, poskarżę się na media w Polsce. W nocy z piątku na sobotę na południowej wyspie miało miejsce największe trzęsienie ziemi od 1931 roku. Zniszczone zostało drugie co do wielkości miasto w NZ czyli Christchurch, o którym zapewne pamiętacie, bo miałem tam dostać pracę. Straty oszacowuje się narazie na 2 miliardy NZD, aczkolwiek geolodzy twierdzą, że mogło to być trzęsienie pierwotne, zapowiadające jeszcze większe (obecne miało 7.3 stopnia). I tak w sobotę cały dzień na tutejszej jedynce leciała relacja z Christchurch, wszelkie światowe media miały zdjęcia zawalonych budynków, mostów itd na pierwszej stronie jako pierwszy news przez całą sobotę, tymczasem w Polsce? Najważniejszym newsem był Kaczyński. Dlatego właśnie nie lubię Polski i tak dobrze czuję się z dala. Jesteśmy tak strasznie zapatrzeni w siebie, że niedługo walniemy się czołem o własną głowę. Gdyby ktoś jednak był zainteresowany PRAWDZIWYM newsem, a nie notką na Onecie, zapraszam na fotorelację tu.

Ok, wracając do listy kolejna ciekawostka z Auckland. Parę dni temu wybraliśmy się z Kitty i Lindą do starych fortów na północy Auckland, które są zbudowane wewnątrz wygasłych wulkanów. Forty są otwarte i wewnątrz góry. Z zewnątrz widać tylko zielone wzgórze, natomiast wewnątrz jest labirynt korytarzy i pomieszczeń. Obecnie oczywiście puste, więc gdyby to było w Polsce, zapewne było by siedliskiem bezdomnych lub jakiś przestępców ;) W każdym układzie najbardziej ciekawe są działa, z których zachowało się w oryginale tylko jedno. Otóż działa na czas załadunku chowały się w górze. Następnie wysuwały się do góry, oddawały strzał i znów się chowały. Dlatego nazwano je "znikającymi armatami". Nie są to jakieś małe działa, bo na mój gust ma to z 5 metrów długości. Jak donosiła karteczka historyczna obok, działo miało zasięg kilku kilometrów i służyło obronie portu i zatoki portowej Auckland. Wystrzeliło tylko raz w historii, w ramach ćwiczeń. W trakcie strzału pękły szyby we wszystkich okolicznych domach, przez co ze względu na tysiące skarg, działo nigdy nie zostało użyte. Na pewno wybiorę się tam kiedyś jeszcze raz, żeby porobić zdjęcia, natomiast wtedy byliśmy przy okazji, więc aparatu przy sobie nie miałem :( Gdyby ktoś jednak chciał poczytać to zapraszam do wiki.

Na koniec, pomimo, że listy wcale nie wyczerpałem, ale na dziś wam starczy ;) , na koniec o "lost in a box", czyli konkursie wymyślonym przez stację Edge. Stacja Edge słynie tutaj z kontrowersji. To oni puścili piosenkę "something in the water" z dedykacją dla Pakistanu, żarty typu "ten koleś ma szczęście, mógłby mieć gorzej, tak jak ja tego ranka, obudziłem się a na moim trawniku kupę robił pudel!" o Hindusie, który wrócił z Indii od rodziny i zastał swoją żonę i dziecko zamordowane i wiele innych. W każdym układzie stacja ta wymyśliła konkurs, którego idea wzięła się z jakiejś książki, której niestety tytułu nie pamiętam. Konkurs nazywa się "Lost in a box" i polega na tym, że zamknięto laskę w dużym pudle, w którym ma tylko łóżko i kilka metrów do poruszania się, nie ma okien (za to ma internet) i może porozumiewać się z użytkownikami poprzez kamerę zamontowaną w rogu i facebooka. I tak, osoba która ją znajdzie w ciągu 21 dni dostaje 10 tys. dolarów, a przy okazji ona dostaje drugie 10 tys. Zanim zamknięto ją w pudle wożono ją ok 10 godzin, w tym 3 godziny samolotem. Wszystko ze studia w Auckland. Nie wiadomo jednak, czy wożono ją w kółko i latano w kółko i w efekcie przywieziono ją z powrotem do Auckland, czy np. jest na samym południu południowej wyspy. Codziennie dostaje jakiś element podpowiedzi, który ma przybliżać do znalezienia jej. Pomysł ciekawy, aczkolwiek tutaj przez wszystkich uważany za bardzo kontrowersyjny. W końcu zamknięto laskę na 21 dni w małym pomieszczeniu (ok. sama się zgodziła) i nie wiadomo czy nie zeświruje ;)
Tak czy siak szczegóły można obejrzeć tutaj, niestety pograć już nie możecie, bo trzeba ją znaleźć osobiście :)

Tyle na dzisiaj. Jutro prawdopodobnie reszta listy zaległych rzeczy do opowiedzenia wyląduje u was. Miłej niedzieli :)

2 komentarze:

cloo pisze...

Hmmm zwiedziłam ostatnio parę krakowskich fortów i bezdomnych w żadnym z nich nie widziałam :P więc chyba nie jest jescze tak źle jak piszesz ;P

Ralf pisze...

W Krakowie nie ma takich fortów (czyt. tak zachowanych). Są albo ruiny, albo zaadoptowane na coś innego. Tutaj fort jest zachowany w całości, zasadniczo mógłby być dalej używany, ma normalne pomieszczenia, tunele... sam bym tam zamieszkał bo widok z góry jest świetny ;)

Prześlij komentarz