1 września 2010

Zwalniamy z postami :)

Jak widzicie chwilowo mam mniej czasu. Wynika to z dwóch rzeczy nakładających się na siebie. Pierwsza i główna to praca, ale z tym sobie jeszcze nieźle radzę. Druga natomiast, która pochłania mi każdą wolną chwilę, to przeprowadzka. Do piątku musimy się przeprowadzić i tymczasowo wszyscy lądujemy w domu Lindy. Dzieciaki zostały upchane i tak oto zamieszkujemy w jednym domu z rodziną Lindy. Więcej opowiem wam jutro lub pojutrze, kiedy teoretycznie powinno być po przeprowadzce.

Trochę o samej pracy. W pracy atmosfera jest świetna. Powiem wam, że chyba lepiej pracuje się w małych firmach, bo każdego znasz doskonale. W takich molochach, to jakoś zawsze czasu brakuje, żeby pogadać. Owszem ma się kilku najlepszych znajomych, ale poza tym ludzi zna się z fajki albo "z widzenia" :) Piwo to już rzadkość w większym gronie... gdzie te czasy :p Tutaj natomiast jest jedna rodzina. Dzisiaj np. jedna dziewczyna miała urodziny i zebraliśmy się wszyscy na torcik, było "happy birthday", była spora przerwa w pracy, pogadanki na stojąco, bardzo miło i sympatycznie. Przy okazji pierwsza próba nauczenia się Polskiego - 10 minutowe szkolenie z wymowy "cześć" :)

Dostałem też pierwszą pensję, którą skrupulatnie wydaję zgodnie z przeprowadzką. A to nowy dywanik trzeba pod łóżko bo w nowym pokoju nie ma, a to pilot uniwersalny do TV (bo będę miał TV w pokoju :D a z natury leniwcom nie chce się chodzić i przełączać - ten który odziedziczyłem nie ma pilota) itd itd. Ogólnie wszystko obija się o "2 dolar shop" ale tak dolar do dolara i jedziemy :) Myślę, że w weekend powinienem być urządzony.
W związku z pierwszymi dochodami i nowym życiem/trybem życia, postanowiłem zaszaleć. W poniedziałek popełniłem szalony ruch i zakupiłem podkoszulek taki z tworzywa sztucznego z dziurkami, spodnie ortalionowe, bluzę z kapturem i adidasy i wczoraj oto odbyłem swój pierwszy NZ jogging w kóło Panmure Basin. Łącznie z dobiegnięciem do samej zatoki zajęło mi ponad 40 minut biegania. Dzisiaj ledwo się ruszałem i czas na regenerację, ale jutro druga tura :) Może nie tak hardcorowo, ale jakoś żeby formę utrzymać i w wakacje móc bezkarnie wygrzewać brzuch. Chudnięcie to strasznie ciężkie zajęcie ;) przez te 3 miesiące udało mi się dopiero 4-5 kilo a prawie codziennie robiłem brzuszki i pompki i codziennie sam sobie gotowałem (tutaj jedzenie na mieście to w 90% junk food).

Tyle na dzisiaj. Jestem padnięty od przenoszenia rzeczy i pracy, a jutro jeszcze umawiam się o 8 rano w centrum z kolesiem od którego kupiłem przez tutejsze allegro telefon. Mój się już powoli rozpada dosłownie. Bateria trzyma dzień jak dobrze pójdzie, obudowa się rozpada i wyprawia w dodatku dziwne rzeczy. I tak zakupiłem tutejszy w przyzwoitej cenie licytując się do ostatniej chwili :)

Jutro albo pojutrze będzie więcej. Już nawet spisuję sobie co mam wam opowiedzieć, bo codziennie się nie udaje wpisu (za dużo czasu, a czasu mało) a w głowie kupa rzeczy do opowiedzenia :) Więc następny wpis będzie bardzo ciekawy i będzie też trochę o was. Dobranoc!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

apropo chudnięcia - podstawa to jednostajny ruch przynajmniej 40 min systematycznie bieg rowerek, no i troche dieta, mniej węglowodanów a więcej białka i warzyw. czyli chleb ciemny jesli juz, ryż ciemny itd, to tak żeby lepiej Ci poszło :-) pozdr.Wuwa

cloo pisze...

eeeeeeeej to nie fair... Ty sobie myślisz już o lecie... a nam do niego baaaaardzo daleko! jak mozesz to daruj sobie temat slonca i pieknej pogody :P:P:P

Prześlij komentarz