21 października 2010

Awantura po nowozelandzku

Jak wielu z was wie, uwielbiam się awanturować, jeśli ktoś chce mnie zrobić w konia, albo próbuje mnie naciągnąć. Mam to oczywiście po mamie, która jest przodowniczką w tym temacie (pozdrowienia dla mamy). I tak zaliczyłem pierwszą Nowozelandzką awanturę, co było ciekawym przeżyciem, jako że awantura oczywiście po angielsku.

Zaczęło się jakieś 2 tygodnie temu jak wiecie. Pewna osoba zjarała laptopa na pościeli :) Pozdrowienia dla pewnej osoby :p To jednak bardzo popularna awaria w HPekach i naprawa wydawała się banalna. Poszedłem więc do serwisu, który powiedział, że naprawiają te laptopy, że naprawili ich setki i nie mam się czym martwić. Zostawiłem więc im go, minęły 2 dni i zadzwonili, że koszt naprawy to ok 250$, czyli tyle ile się spodziewałem sondując wcześniej serwisy. Ok - naprawiajcie. Wszystko pięknie, ładnie, po kolejnych 3-4 dniach dzwonią i mówią, że jednak im się pomyliło, że to nie karta graficzna a cała płyta główna poszła! A koszt to skromne 480$ + podatek. No to chrzanię was, mówię, i poproszę mojego laptopa z powrotem. Koleś lekko zaskoczony, prawdopodobnie nie spotkał się z taką sytuacją, lub zupełnie się jej nie spodziewał. Powiedział, że za kilka dni będzie z powrotem. To już dało do myślenia, że najpierw naprawa była taka łatwa, potem nagle urosła dwukrotnie, a na końcu potrzebują kilku dni, żeby mi go oddać!

Dobra czekam. Przeczekałem kolejne 3 dni i poszedłem do nich. Okazało się, że to nie oni naprawiają laptopa, tylko odsyłają do innego serwisu i że zadzwonią tam i spytają się co się dzieje. Tego samego dnia zadzwonili, że laptop będzie jutro (czyli wczoraj).

Wczoraj więc poszedłem do sklepu po odbiór i ku zdziwieniu sprzedawcy poprosiłem, że chciałbym przed odbiorem sprawdzić laptopa. Oczywiście dziwnym trafem okazał się zupełnie rozładowany, ale po wielkim poszukiwaniu koleś znalazł pasującą ładowarkę. Podłączam, naciskam przycisk i co? NIESPODZIANKA! Laptop świeci kontrolki, następnie wydaje z siebie dźwięki błędu płyty głównej i wyłącza się.

No to zaczynamy. Pytam co to k** ma być? Koleś mówi, że nie wie i że zapyta kolegi. Przychodzi 2 chińczyków i jeden mówi, że nie chciałem naprawić laptopa. Ja mówię, że nie chciałem, ale nie chciałem też, żebyście mi go spieprzyli bardziej! On mi pokazuje zgłoszenie - monitor czarny. Ja mu mówię, jasne mózgu, czarny ale się włączał. Tak samo jak cały laptop. Teraz piszczy, że ma uszkodzoną płytę główną. On mi na to, że niekoniecznie płytę. Nooo tak, niekoniecznie. To jeszcze gorzej świadczy o was jeśli spitoliliście procesor albo RAM!

I taka gadka przez 10 minut. Chińczyki zaczęły się pienić a ja powiedziałem, że nie ma mowy, że nie odbiorę laptopa. Chińczyki powiedziały, że w takim układzie, żebym zadzwonił do serwisu, podadzą mi numer sprawy i tam się mam dowiedzieć...

Dzwoniłem dzisiaj, ponieważ wczoraj już mieli zamknięte. Najpierw obsługa klienta powiedziała mi, że sprawa ich przerasta i że oddzwoni jakiś boss do mnie. Pyta o co chodzi, więc mu grzecznie tłumaczę:
"Oddałem laptopa do sklepu. Bez mojej wiedzy został gdzieś wysłany (podobno do was). Mam numer sprawy tego sklepu i ten numer, z którego dzwonisz. Jak oddawałem laptopa, działał, tylko miał czarny ekran co wyraźnie sugerowało uszkodzoną kartę graficzną. Nie chciałem, żebyście mi go naprawiali bo cena jest dwukrotnie wyższa niż u konkurencji. Dostałem z powrotem laptopa, który jest w gorszym stanie niż wtedy kiedy go oddawałem. W ogóle się nie włącza, monitor również, nie wiem czy mi przypadkiem połowy hardware nie wymontowaliście! Chcę laptopa dokładnie w takim stanie jak go oddałem!"

Chwila milczenia po drugiej stronie. Jak Pan ma na imię? Mhm. Skąd Pan ma numer do nas? Mhm. Nie powinien Pan tu dzwonić, ponieważ to sprawa między nami a sklepem. Skontaktujemy się z nimi i postaramy się przywrócić laptopa przynajmniej do stanu sprzed naprawy bez kosztów. Przepraszamy za problem i skontaktujemy się z Panem.

Wniosek? Oczywiście warto walczyć o swoje, jak zawsze. Poza tym Nowa Zelandia czy Chiny, wszędzie możesz zostać oszukany! Ale najgorsze jest to, że te chińczyki dopiero zaczęły kapować w tych swoich małych żółtych główkach cokolwiek, jak im powiedziałem, że nie odbiorę laptopa i wrócę z policją, bo próbują mnie oszukać. Wtedy dopiero coś załatwiłem. Straszne ile trzeba się nagadać i nagonić, żeby być uczciwie potraktowanym

3 komentarze:

Marcin pisze...

została Ci tylko obudowa :)

cloo pisze...

wszedzie to samo, czyli jednak nie m raju na ziemi :(

Ralf pisze...

@Marcin - cholera ich wie, ale dlatego nie odebrałem laptopa. Powiedziałem, że odbiorę dopiero jak się włączy - dokładnie tak jak go oddałem.

@Cloo - raj na ziemi jest, tylko w tym raju coraz więcej chińczyków... resztę sobie dopisz :p

Prześlij komentarz