14 grudnia 2010

Nędzne życie programisty

Programowanie w firmie, w której nikt się nie zna na tym co robisz, ma ogromną zaletę i ogromną wadę.
Zaletą jest to, że nikt Ci nie przeszkadza i ufa, że cokolwiek zrobisz, zrobisz to najlepiej.
Wadą natomiast to, że jeśli coś się spier... to zawsze jesteś winien, bez względu na okoliczności.

Jakkolwiek praca w Nowej Zelandii więc jest strasznie relaksująca i wyluzowana, tak dzisiaj zaliczyłem pierwszego stresa, spowodowanego tym, że coś się spierniczyło. Otóż, ze względu na nawał przedświątecznej pracy, nie przyłożyłem uwagi do wysyłanych kartek świątecznych klienta. Poniekąd również dlatego, że dostarczyli dane w przedziwnym formacie, z którym pół dnia walczyłem, żeby załadować do bazy danych. Tak czy siak, głowa przemęczona, chwila mniejszego skupienia i bah. Wysłałem do 1/3 ludzi maila bez podpisu, tzn wyszło z domyślnym podpisem, czyli moim. Nie jest to wielka afera, bo ten podpis na tle całego maila jest niewidoczny a i cała kartka jest ok. Ale Ci zauważyli i "trochę" się wkurzyli.
Problem w tym, że potem zaczęły się wynajdowania kolejnych problemów z kapelusza, część taka, która wynika z ich błędu i wszystko zwala się na mnie. No bo przecież przedtem też był błąd serwera, to teraz zapewne też jest błąd serwera.
Ogólnie od dłuższego czasu zauważyłem, że wszystkim bardzo łatwo zwalać winę na "komputery", "serwery" itp. No bo przecież to teoretycznie bezosobowo, a komputery zawsze są winne.

Cóż, dzisiaj na pewno, pomimo bardzo niepewnej pogody, będzie jogging dla odstresowania się :)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

He he, musisz konieczne szybko uruchomić dział IT, który jak wiadomo, będzie skutecznie przeciwstawiał się atakom BU.

Anonimowy pisze...

Witam. Niedawno znalazłem twojego bloga... wiadomo dlaczego mnie zainteresował. Ostatnio mam nadmiar wolnego czasu dlatego postanowiłem przeczytac wszystko co tu zamiesciłes, przyznam że czułem się jakbym jakąś książkę przygodową czytał :) Są tu upadki i wzloty nawet, wątki sensacyjne (czyt. Chińczycy). W fajny sposób opisujesz swoją przygodę z NZ... Teraz ja po lekturze z jednej strony jeszcze bardziej chcę tam jechac a z drugiej wiem że to nie jest takie łatwe jak mnie zwykłemu marzycielowi by się wydawało. Pozdrawiam z Walii (UK) i zapewniam o dalszej lekturze :)

Ralf pisze...

@Anonimowy1 - dziękuję :) Założę dział IT a potem sam będę musiał kryć takie lamy jak ja sam, jak coś spierniczą :P

@Anonimowy2 - Dzięki. Najzabawniejsze jest to, że tak wygląda tutaj życie. Taka mała książka przygodowa. A jak się zamieni w obyczajową, obiecuję zmienić kraj :)

Prześlij komentarz