13 grudnia 2010

Opalanie szkodzi

Po weekendzie mogę jasno powiedzieć. Opalanie w Nowej Zelandii szkodzi :) Cały swędzę. Nie inaczej, swędzi mnie każdy element ciała. Pewnie powiecie - sam sobie winien. Otóż nie! Zjarałem się jak jajko sadzone, smarując się kremem 30! Dobrze, przyznam się, że może niedokładnie się spryskałem, ale mimo wszystko się spryskałem. Niestety nasze Polskie słoneczko to przy tym jest farelką ;)
Dodatkowo muszę powiedzieć, że opalanie w Nowej Zelandii po prostu boli! I to nie jest śmieszne. Nawet posmarowany kremem wystawiasz się na słońce i skóra po chwili pobytu na świetle zaczyna szczypać. Ja wiem, że mieszkam dokładnie pod dziurą ozonową, ale bez przesady! Nie mieszkam w piekarniku! A przynajmniej tak myślałem.
I tak jestem brązowo/biało/czerwony. Brązowe to stare, czerwone to świeże, białe to plamki bo grubszej warstwie kremu, ewentualnie po spodenkach.
Zastanawiam się również, czy można zmienić karnację? No bo pomyślmy sobie, że zamieszkuję w Australii, gdzie słońce świeci ogromną większość w ciągu roku. Osobiście opalam się ładnie na brązowo, ale jak długo nie wychodzę na pole (sorry Warszawiacy, NA POLE! :) ) czytaj w zimie, to robię się biały. No ale zakładamy, że zamieszkuję Australię, opalam się na brązowo i utrzymuję tą opaleniznę cały rok. I tak dajmy na to przez 5 lat. Czy jak wyjadę z powrotem do Polski i będzie zima to zrobię się biały? Pytanie za 100 punktów :)
A i ciekawostka! Z rozmów w pracy - jak działa opalenizna :) Możecie przeczytać sobie na Wikipedii, natomiast ciekawostka, która mnie zafascynowała to taka, że prawdziwa opalenizna wychodzi dopiero po 72 godzinach. Do tego czasu ma się opaleniznę "tymczasową" :) polegającą na uszkodzeniu komórek przez słońce.

Jak już wiecie weekend minął na opalaniu. I na grillu. Byliśmy z naszymi znajomymi na grillu. Oczywiście super imprezka, oczywiście kupa jedzonka i świetna atmosfera. Natomiast chciałem wam opowiedzieć o ciekawej grze. Graliśmy w grę (podobno szwajcarska), polegającą na strącaniu patykami inne patyki :) Brzmi to prześmiesznie i wierzcie mi, jak mi tłumaczyli zasady, też nie mogłem się nadziwić jak można w to grać. A jednak grałem, wciąga cholernie i zagrałbym jeszcze :)
Wygląda to tak, że układa się 6 klocków po swojej stronie a przeciwnik ustawia 6 klocków po swojej. W ręce mamy 6 około 30cm grubych patyków, którymi rzucamy do klocków, żeby je przewrócić. Te które przewrócimy, przeciwnik rzuca na naszą stronę i musi sam przewrócić, zanim zacznie zbijać moje klocki. Potem ja muszę przerzucić wszystkie przewrócone na jego stronę, potem... Wygląda to skomplikowanie ale w rzeczywistości nie jest. Jest bardzo zabawnie i świetnie nadaje się do gry w grupie (2 vs 2). Jak się tylko dowiem jak to się nazywa, to wam powiem.

Na koniec dowcip tygodnia :) Dzwonię do cioci i wujka (pozdrowienia) i pytam czy głosowali w wyborach na prezydenta Krakowa. Powiedzieli, że tak. Pytam na kogo? Odpowiadają "na Majchrowskiego". Pytam dlaczego akurat na niego? "A bo jeden drugiego wart. Majchrowski co się miał nakraść, to nakradł. Przyjdzie nowy i zacznie kraść na nowo, więc Majchrowski to mniejsze zło" :) Coś w tym jest, tylko dlaczego ta historia nie ma końca, ktokolwiek byłby na liście wyborczej?

1 komentarz:

cloo pisze...

Odpowiedz za 200 pkt - karnacja sie zmienia. Po 4 latach na pewno, wczesniej... nie pamietam :)

Prześlij komentarz