11 stycznia 2011

Życie na pełnych obrotach, praca na zwolnionych

Weekend minął pod kątem urządzania nowego mieszkania i 100 innych rzeczy. W piątek się przeprowadziliśmy i zaliczyliśmy pierwszą noc... na ziemi :) Wniosek? Spanie na ziemi jest niewygodne! Następnej nocy zmądrzeliśmy o tyle, żeby napompować materace kempingowe.
Mieszkanie, pomimo że zasadniczo to jednopokojowa kawalerka, jest dosyć pojemne i dało radę wszystkim naszym rzeczom.
Jeszcze w piątek kupiliśmy pierwsze garnki, sztućce, nóż itp. W sobotę kontynuowaliśmy. Zakupiliśmy blender, który tego samego dnia wylądował z powrotem w sklepie, jako że w zupie się... rozpuścił i zdeformował! Przynajmniej sklep nie robił żadnych problemów ze zwrotem pieniędzy. Po intensywnym poranku (wstaliśmy w sobotę o 7!) wybraliśmy się na ryby z Bartkiem. Na rybach złapaliśmy 3 rekiny, 5 płaszczek i jedną ośmiornicę! Poważnie!
No dobra. Dupa jestem nie wędkarz. Który to już raz jestem na rybach i jedno małe branie, na tym koniec. Masakra! Te ryby w oceanie se w kulki lecą. Próbowałem na przepis maori, czyli makaron gotowany w rosole i nic. Próbowaliśmy na przepis Bartka, czyli na mrożoną ośmiornicę (poważnie, kupuje się na stacji benzynowej takie przynęty :) ) i też nic. Próbowałem na spławik, na grunt. Nic! Założyłem już 3 haczyki i na każdy inną przynętę! Następnym razem bierzemy Bartka ponton i płyniemy dalej od plaży. Może te ryby się wstydzą ludzi w samych strojach kąpielowych?

Po rybach chwila odpoczynku, kolacja i impreza :) Wiecie już jak świetnie mieszka się w centrum idąc 5 minut do pracy? A wiecie jak świetnie mieszka się w centrum idąc a przede wszystkim wracając 5 minut do domu z imprezy? Rewelacja! Normalnie taksówka w zależności od firmy zamykała nam się w 45-50$ w nocy. Teraz możemy pomachać taksówkom :)
Niedziela była spokojniejsza, bo skończyła się na zakupach do nowego mieszkania i wizycie we wcześniej wspomnianym Polsko-Rosyjskim sklepie. A zasadniczo powinno być Rosyjsko-Polskim, bo właściciele są Rosjanami. Efektem był zakup kiszonych ogórków, zacieru do ogórkowej, koncentratu do żurku i... 2 prince polo :) Przebicie cenowe jak sobie zdajecie sprawę jest olbrzymie, ale za to jak smakuje prince polo do góry nogami za $1.50 wiem tylko ja :) No i może reszta Polaków żyjących tutaj ale ciii.

Na poważnie do pracy wróciłem w poniedziałek. Wydawało mi się, że powolny ubiegły tydzień zapowiada przyspieszone tempo w tym tygodniu. Nic bardziej mylnego. Tempo spadło bardziej niż w ubiegłym roku. Po prostu teraz wręcz brakuje pracy, więc robimy projekty wewnętrzne. To wcale nie oznacza, że z firmą jest kiepsko. To po prostu cisza przed burzą. Największy nasz klient, czyli ogromna międzynarodowa firma na C ma konferencję na początku lutego i coś tam mamy jej na tą konferencję robić, ale jeszcze nie wiemy co. Okaże się pewnie w ostatnim tygodniu stycznia, że trzeba 100 milionów rzeczy. Ale dzień jak co dzień. Wielki klient, wielkie wymagania a my się musimy dostosować.

I jeszcze was podenerwuję na koniec co? Pogoda jest super! Styczeń i luty to podobno najlepsze miesiące do odwiedzenia Nowej Zelandii. Teraz mogę potwierdzić styczeń. Za miesiąc potwierdzę luty :) Odkąd wróciliśmy tylko 2 dni były pochmurne, jednak tylko w jeden padało. I to przez chwilę. Poza tym temperatura oscyluje wokół 25 stopni w cieniu i świeci piękne słonko. Nic tylko jechać jeszcze raz na wakacje. I wiele kiwusów tak robi. Styczeń to miesiąc największych urlopów. Wiele osób w firmie jeszcze nie wróciło z przerwy świątecznej a kilka osób bierze urlopy już od przyszłego tygodnia czy za 2 tygodnie. To wynika też z przerwy w nauce, ale mimo wszystko jakoś więcej tych dni biorą niż wydaje mi się, że mają. Tutaj bardzo luźne jest podejście do bezpłatnego urlopu. Skończył Ci się urlop? Nie masz już dni wolnych? Dalej jesteś zmęczony? Idź na bezpłatny. Nie ma problemu. Dlatego nikogo nie dziwi i nie denerwuje (tak jak mnie) fakt, że ok 15 grudnia pisałem maila do jednej z firm, która obsługuje nasze serwery, konkretnie do pewnej kobiety, która jest naszym kontaktem i dostałem odpowiedź, że "jestem na wakacjach, wrócę 4 lutego" :) Luz to luz nie?

3 komentarze:

Pawel pisze...

Ich podejście do życia jest zadziwiające. Im więcej czytam o NZ tym bardziej mam ochotę wyjechać. Cóż jeszcze parę lat i będę mógł spokojnie składać aplikację na Skilled Migrants :)
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Hehe, po kilku uwagach, że "Polska" piszemy z wielkiej litery, teraz jesteś hiperpoprawny i rosyjsko-polski piszesz z wielkiej, choć tym razem pasuje mała :).

Kawiasta pisze...

cieszę się, że znalazłam Twój blog:). Dodałam sobie Twój adres do swoich linków:). A teraz zabieram się do czytania:) Pozdrawiam

P.

Prześlij komentarz