26 lutego 2011

One day out czyli wycieczka do Waipoua Forest

Wróciliśmy cali i zdrowi. Chociaż niewiele brakowało :) Kobieta za kierownicą nie wróży nic dobrego, chociaż w NZ kobiety za kierownicą przebijają azjaci za kierownicą. To jest dopiero kamikaze! Kulminacją już jest kobieta azjatka - wtedy syreny wyją a ludzie chowają się do bunkrów!

Chinese Lantern Festival Auckland 2011

W Auckland mieszka kilkaset tysięcy azjatów, z czego większość to Chińczycy. Mają oni swoje organizacje i swoje społeczności. Te właśnie chińskie organizacje, wzorem swojej ojczyzny, organizują co roku Lantern Festival, czyli festiwal latarni.

Steskniliscie sie?

Zrobiłem sobie małą przerwę od bloga. Taki mały urlop :) Jak zobaczyłem te statystyki jak często piszę to aż mnie głowa rozbolała :) Swoją drogą pewnie częściej się zdarzy tak, że będę pisał rzadziej ale za to więcej. Dzisiaj i jutro postaram się sporo nadrobić, ale tyle rzeczy na głowie, że nigdy nie wiadomo kiedy następny wpis :) Pracy przede wszystkim więcej, przez co już nie mogę sobie godzinki uciąć na napisanie wpisu. A i pomysły kolejne na rozwój mojego jednoosobowego działu, więc zapowiada się ciekawie.

12 lutego 2011

Gdybym nie wrócił, pamiętajcie o mnie

Jutro Julka nie pracuje, przez co podejmujemy się misji kamikaze. Jedziemy na północ oglądać sławne, olbrzymie NZ drzewa. Geneza wyjazdu jednak to nie wyrwanie się z Auckland, a kurs na prawo jazdy :) Ponieważ (szczególnie mnie) ciśnie coraz bardziej, żeby wyrobić tutejsze prawo jazdy (Polskie jest ważne przez rok, z tłumaczeniem), postanowiliśmy zrobić sobie oboje. Kurs zdaje się tutaj z dnia na dzień - przychodzi się do egzaminatora, zdaje test, wsiada do samochodu i jeździ.
Tymczasem ja mam przynajmniej 1000km (wypominana przez cloo wycieczka w Labour weekend) przejechane + kilka przejażdżek samochodami znajomych. Julka nie ma przejechane nic, więc jutro to nadrabiamy. Jeśli nie wrócimy... powiedzenie "kobieta za kierownicą" stanie się jeszcze bardziej aktualne!
H.E.L.P. !

Coś na deser, czyli taniec tubylców

Pierwsze filmiki ze ślubu. Tradycyjne tańce zespołu z wysp cooka. Wprawne oko wypatrzy Julkę (nie! nie tańczącą :p)





10 lutego 2011

I po ślubie, czyli jeszcze bardziej zajęty

Przed ślubem jeszcze mogłem się tłumaczyć, że robię dla Natalii i Jasona stronę internetową. Ślubną. Teraz sam nie wiem czym mogę się wytłumaczyć, ale zupełnie nie mam czasu na nic. Owszem, w pracy jest zwykły ruch, czyli tempo Nowozelandzkie choć na brak pracy nie narzekam. Julka poszła do pracy, może to jest ten efekt :)
Zresztą już to dawno zauważyłem, że jeśli jedna osoba siedzi w domu i się nudzi, to druga jakoś tak traci motywację i też nie może się pozbierać do niczego. Dlatego właśnie się opieprzałem do tej pory oglądając filmy czy pisząc blogi ;) Teraz znów jakby na odwrót. Julka ma 2 prace po troszkę więcej niż pół etatu, przez co głównie w weekendy jej nie będzie. Może w weekend sobie zorganizuję czas, żeby coś dużo napisać, ale również mam pomysł na ztuningowanie naszego mieszkanka, na co potrzeba kupić półki, trochę śrubek kątowniki itd. Zobaczymy.
Niczego nie obiecuję, ale jeśli rzeczywiście Julka wybędzie na cały weekend, prawie na pewno znajdę czas, żeby napisać opis wycieczki na Coromandel i przede wszystkim, skonwertować i przesłać na youtube wideo z tradycyjnego wyspiańskiego tańca tubylców na ślubie. Na pewno się wszystkim spodoba :) Filmu jest 30 minut :)

4 lutego 2011

Dyskusyjne prawo Nowej Zelandii

Zapraszam wszystkich do dyskusji. W komentarzach :)

Dowiedziałem się ostatnio, że w Nowej Zelandii ustawowo ubezpieczony od uszczerbku na zdrowiu jest każdy. Nie można się ubezpieczyć na żadną kwotę, ponieważ z definicji każdy jest równy i równo ubezpieczony. Jest to część systemu podatkowego i składkę również odprowadza każdy.
Teraz większa kontrowersja. Z powyższego wynika taka oto zasada: W Nowej Zelandii, jeśli stanie Ci się krzywda z czyjegoś powodu, nie można tego kogoś oskarżyć! Jeśli przypadkiem budowniczym spadnie cegłówka i zabije ojca 5 dzieci, rodzina nie może oskarżyć firmy budowlanej. Firmą zajmuje się specjalny organ państwowy, zaś odszkodowanie dostaje się od Państwa. Przy czym zaznaczam, wysokość kary dla winnego nie musi się równać wysokości odszkodowania. W każdą stronę oczywiście.
Z jednej strony to dobre, bo odciąża zupełnie sądy i sprowadza cały proces odszkodowawczy do jednego wniosku do takiego naszego ZUS-u. Z drugiej, od wysokości można się odwołać tylko z powrotem do państwowej instytucji.
Może urodziłem się w Polsce z wrodzoną nieufnością do takiej organizacji jak "państwo", ale czy myślicie, że takie podejście jest dobre? Myślicie, że sprawdziło by się w Polsce?

1 lutego 2011

Ślub, sąd i afera - brazylijska telenowela?

Ostatni tydzień był dosyć monotonny. Pogoda się skiepściła i przypomina prawdziwe polskie lato - jest nieprzewidywalna. Poza tym są nowe zadania, które sukcesywnie wypełniają czas. I tak długi weekend minął jak z bicza strzelił.

Bo otóż mieliśmy długi weekend, choć w ogóle go nie zauważyłem. Długi weekend wynikał z faktu, że 31 stycznia jest święto Auckland. Z tego powodu Auckland nie pracuje... i tylko Auckland. Cała reszta państwa siedzi sobie w pracy, ponieważ święta ich regionów są kiedy indziej.
Weekend upłynął na siedzeniu w pracy. Prawie cały. Nie, nie to że jestem nienormalny :) No może troszkę, ale tym razem nie pracowałem. W końcu aż tak dużo pracy nie ma. Tym razem siedziałem nad prezentem dla naszych znajomych, do których idziemy na ślub. Prezentem od całej grupy znajomych, którym będzie pamiątkowa strona internetowa z ich historiami, zdjęciami, księgą gości i opisem samego ślubu. Trochę się tego zrobiło, więc z małej "landing page" zrobiła się pełnowymiarowa strona w Joomli. Dlaczego w Joomli, skoro zawsze narzekam, że jest przestarzała? Bo jest najpopularniejsza a co za tym idzie, większość dodatków można ściągnąć jako darmowe pluginy. Efekt pewnie zareklamuje, a co, niech się Natalia z Jasonem pochwalą swoim ślubem prawda?

Swoją drogą taki ślub to strasznie dużo pracy od strony imigranta. No bo kto przywozi ze sobą eleganckie buty, koszule, krawat, pasek... Krótko mówiąc poprzedni tydzień upłynął również pod znakiem zakupów. Z tego powodu muszę się pochwalić, że w przeciwieństwie do dziewczyn, moje zakupy trwały może 30 minut. Owszem, nie mam jeszcze koszuli i butów (choć buty mam już wybrane), ale jestem prawie pewien, że w ciągu godziny zmieszczę się ze wszystkim. Swoją drogą - wiecie ile google zwraca wyników na zapytanie "jakiego koloru wybrać koszulę na ślub"? Oczywiście po angielsku. Ciekawe ilu z was teraz sprawdzi :)

Przy okazji mogę was poinformować już oficjalnie, że zapoznam się z Nowozelandzkim wymiarem sprawiedliwości. W ubiegłym tygodniu oficjalnie złożyłem pozew przeciwko firmie, która wciąż "przetrzymuje" mój skuter. Całość kosztuje 31 dolarów, załatwienia trwają około godziny (łącznie z wypełnianiem papierkowej roboty) a proces mam dokładnie za 3 tygodnie. Dowiedziałem się też, że troszkę za bardzo się napalam na ten wymiar sprawiedliwości, bo pomimo że wszystko dzieje się tak szybko, to jeśli trafi się drobiazgowy sędzia, może się przyczepić nawet do błędów w wypełnianiu wniosku i odroczyć sprawę. Dowiedziałem się również, że sporo z takich spraw kończy się ugodą jeszcze przed procesem. Tzn. pani z sądu powiedziała mi, że wiele z takich firm gra "cwaniaków" do momentu aż dostaną oficjalne pismo sądowe o dacie procesu. Wtedy kontaktują się ze stroną i próbują zawrzeć ugodę. Na to prawo tutejsze pozwala.

Pochwalę się jeszcze przekonaniem, że przyczyniłem się do ujawnienia i załatania afery w jednym ze sklepów obuwniczych. Otóż przed wyjazdem na wakacje poszedłem kupić buty. W sklepie była promocja "kup 2 pary, jedną dostaniesz gratis". Więc kupiłem 2 i pytam się w kasie, dlaczego płacę za obie? Facet odpowiada, że dostanę trzecie gratis jeśli chcę. Więc odpowiedziałem, że ok, tą reklamę można tak zrozumieć ale można również zrozumieć tak, że jedną z tych 2 dostanę gratis i że reklama nie może być niejednoznaczna. Sprzedawca tylko machnął ręką i powiedział, że za wiele to on nie może (zgodnie zresztą z prawdą). Więc wykorzystując moją wrodzoną upierdliwość (pozdrawiam mamę :) ) napisałem 2 maile. Jeden do siedziby firmy, drugą do telewizji nowozelandzkiej. W obu napisałem to co myślę. Nie wiem na ile akurat mój mail się do tego przyczynił (zapewne takich było setki), ale dostałem przeprosiny od tamtej firmy i w ostatnim tygodniu w sklepach doklejono do tamtej reklamy dopisek "kup 2 pary, trzecią dostaniesz gratis" :) Fajnie tak sobie pomyśleć, że się wymusiło coś na dużej korporacji (to taka firma pokroju polskiego Deischmana /czy jak się to pisze/).