6 marca 2011

Ostatnie dni lata

Lato powoli się kończy. Trzeba wykorzystać ostatnie dni i planujemy kolejną jedno-dwu dniową podróż. Jeszcze nie wiemy gdzie, ale najchętniej wzięlibyśmy kilka dni urlopu i uciekli do Australii zobaczyć kangury :) Pogoda powoli robi się jesienna. Jakkolwiek jest jeszcze bardzo ciepło, coraz częściej pada i wieje. Zimy się nie boję, bo jedną mam już za sobą i po wyprowadzce z Polski zima, podczas której potrafi być 20 stopni, nie jest straszna :) A wiatr też już straszny nie jest, bo w bloku zadbano o bardzo szczelne okna :)



Tak czy owak coraz częściej przymierzamy się do zakupu samochodu. Julia pracuje w weekendy, więc dla mnie idealnie było by wypaść sobie na ryby. Zauważyłem kilka km za Auckland piękny strumyk, w którym na pewno są pstrągi. A pstrąga złapać jest już dużo łatwiej niż te uparte ryby słonowodne. W niedalekiej odległości są też małe jeziorka a w słodkiej wodzie doświadczenia już trochę mam i złapanie czegokolwiek, żeby już wstydu nie było, było by dużo łatwiejsze.

Czas jakoś strasznie przepływa przez palce. Sam nie wiem jak to się stało. Ostatnio Julia zwróciła mi uwagę, że jeśli mnie ktoś spyta "jak długo tu jesteś" odpowiadam "pół roku". Tymczasem za 2 miesiące będzie to już okrągły rok. Naprawdę nie wiem kiedy to wszystko minęło. Mogę was tylko rozgrzać kolejnym konkursem, który planuję właśnie na okrągły rok od stworzenia bloga :) Do końca nie wymyśliłem jeszcze zasad, ale konkurs będzie trwał rok i do wygrania będzie bardzo cenna nagroda :)
Jeśli chodzi o wypełniacze czasu, to jest ich coraz więcej. Nie dość, że planuję sobie dodatkowe ścieżki rozwoju swoich kwalifikacji poprzez ćwiczenie i robienie stronek innym, to jeszcze ostatnio doszło łamanie karków :) Otóż oficjalnie, z dwoma wielkimi siniakami i wykończony, zapisałem się na taekwondo. Zasadniczo to dopisałem się, bo zachęcił mnie do tego Bartek. Dopisałem się na 5 lekcji, więc byłem sporo opóźniony. Pierwsza lekcja poszła jeszcze jako tako, druga jednak to już była masakra. Z mojej podkoszulki spokojnie można było wyciskać wodę. Bo co za świr (czyt. trener) każe ludziom po 1,5 godzinnym treningu robić jeszcze 30 pompek i 5 długości sali (wielkości boiska do koszykówki) sprintem? Na sam koniec już mnie głowa bolała z wykończenia. Ale nie powiem, że mi się nie podoba. Mam trochę porównania z zajęciami z młodości w Polsce i muszę powiedzieć, że tutaj troszkę inaczej podchodzi się do zajęć. Tutaj w przeciwieństwie do uczenia się technik, od razu uczy się walki. Na moich 2 zajęciach już symulowaliśmy walkę z przeciwnikiem. Uczyliśmy się technik samoobrony i różnych ciosów. Wszystko przez 4 godziny, czyli przez 2 zajęcia. Idzie to szybko i sprawnie. Jedyne czego się obawiam, to że po jakimś czasie (po bodajże osiągnięciu żółtego pasa), obowiązkowo należy brać udział w turniejach. A mnie jakoś się nie uśmiecha stracić przednich zębów po spotkaniu kopa z półobrotu przeciwnika ;) No ale to na razie zbyt odległa przyszłość, żeby się martwić.

Aa i muszę jeszcze pochwalić pewną Agę. Co jakiś czas ubieram koszulkę, którą dostałem na pożegnanie PL. Idąc w niej przez miasto, co chwilę widzę otwarte szeroko oczy skierowane na moją klatę :) szczerze to miałem nadzieję, że to efekt ćwiczeń, ale realistycznie jest to efekt lokalnej reklamy. Otóż na koszulce napisane jest "I love Kraków". Bynajmniej nie napisane jest to małym druczkiem, a czcionką taką, że zajmuje mi cały przód. I tak oto raz w tygodniu przynajmniej kilkadziesiąt osób zastanawia się co to jest Kraków. Ciekaw jestem ile z tych osób idzie do komputera, żeby sprawdzić.

Co jeszcze. Dziś mała sztuczka kulinarna. Może od kiwusów nie można się za wiele nauczyć związanego z kuchnią, ponieważ nie ma czegoś takiego jak typowa kuchnia Nowozelandzka, ale zawsze można nauczyć się kilka sztuczek związanych z kuchnią. Kiedyś już pisałem (albo i nie), że zostałem wielkim fanem pieczonej dyni , którą nauczyłem się (i w ogóle spróbowałem) dopiero tutaj. Tym razem w pracy zostałem nauczony bardzo przydatnej sztuczki. Otóż - ilu z was lubi kukurydzę? I ilu z was nie chce się tej kukurydzy gotować? Istnieje na to bardzo prosty sposób! Otóż kukurydzę można umyć, położyć na talerzu i wsadzić na 5 minut do mikrofali! Efekt dokładnie taki sam. Woda, którą kukurydza zawiera, ugotuje nam ją od środka :) Taka prosta rzecz a cieszy. A przy okazji zostałem posiadaczem kilku kukurydz z supermarketu, bo wcześniej nie chciało mi się gotować, a teraz już mam 2 na sumieniu a kilka czeka na swoją kolej :)

Jeszcze zanim skończę chciałem zapowiedzieć 2 tematy, które kiedyś mi przypomnijcie (gdybym zapomniał). Pierwszy, to chciałem opisać dłużej mentalność kiwusów, ich podejście do pracy i do życia. Drugie, chciałem opisać ogólne aspekty wszelkiej emigracji i znów temat azjatów. Dziś nie mam już czasu, bo zabieram się za 100 lat zaległy post :)

Tyle na dzisiaj z ostatnich wydarzeń. Dodam jeszcze skrótowo, że w tym tygodniu przychodzi łóżko i zabieramy się za wybór ostatnich mebli do naszego studio. I na tym w końcu skończą się wydatki do mieszkania. No może dojdzie jeszcze telewizor, ale ten będzie na pewno używany, ponieważ ze mną nigdy nie wiadomo i nie chciałbym kupować tv za kilka tysięcy $, kiedy np za 2 lata trzeba będzie go sprzedać za 400$. Całkiem niezłe tv można dostać na aukcjach właśnie ludzi, którzy wyprowadzają się z NZ.
Dzisiaj opiszę wam jeszcze szybko historię podróży na południe od Auckland, w końcu jestem wam to winny od kilku miesięcy, ale niestety musicie się przyzwyczajać, że postów będzie coraz mniej. Poza tym tak sobie myślałem, że nawet gdybym pisał co weekend 2 posty, to wychodzi średnio jeden post na 3-4 dni. Nie ma co narzekać, są za to dłuższe niż poprzednie. Poza tym, kto wie, może odechce mi się w ogóle pisać, albo w ogóle czasu braknie i (jak moja kiedyś wspomniana NZ konkurencja) zamknę bloga. Tymczasem jestem zmotywowany tym, że zostałem sam na placu boju opisywania NZ realiów, choć w stylu luźnym i niepoważnym :)

1 komentarz:

cloo pisze...

A nie wychodzi Ci wtedy z tej kukurydzy popcorn? :D

Prześlij komentarz