11 maja 2011

Dolphin & whale safari, czyli polowanie na wielkie rybki

Pewnego pięknego dnia siedząc w pracy, sprawdzałem standardowo jeden z kilku portali, na którym pojawiają się promocje. No i w końcu doczekałem się! Pojawiła się zniżka 50% na oglądanie delfinów i wielorybów. Bez namysłu kupiłem :)

Pomimo, że mamy jesień i wielkimi krokami zbliża się zima, szczęście nam dopisało. A przynajmniej w części, bo dzień przed wyjazdem na oglądanie rybek mieliśmy świetną i bardzo wyczerpującą imprezę. Pływanie na łódce na kacu to nie jest to co tygryski lubią najbardziej. Przynajmniej pogoda dopisała! Przywitało nas przepiękne słonko i tylko kilka chmurek baranków.

Wyjazd z Auckland na oglądanie delfinów odbywa się z portu o godzinie 13.30 prawie codziennie. Prawie, bo zależy zarówno od pogody jak i ilości chętnych. Na szczęście/nieszczęście nasz wyjazd się odbył, ponieważ wszystkie bilety zostały sprzedany. Dla ciekawskich po 50% zniżce dla 2 osób wycieczka kosztowała 150$. Cały rejs trwa około 4-5 godzin.

Przychodzimy pół godziny przed startem, odbieramy nasze przepustki wejściowe i lokujemy się na przodzie dużego katamaranu tak, żeby widok był jak najlepszy. Zaraz po zapakowaniu wszystkich turystów przez głośnik odzywa się kapitan, który dobrze radzi, aby z przodu łodzi zejść. Nie dlatego, że jest to niebezpieczne a dlatego, że co jakiś czas, a konkretnie co większą falę, dostaniemy srogi i zimny prysznic. Nikt jednak nie ma zamiaru schodzić z tak dobrego punktu widokowego więc wypływamy.

Mijamy port a w głośnikach rozbrzmiewa kapitan, który opowiada nie tylko o tym co zobaczymy ale również wiele ciekawostek o samych delfinach, wielorybach, zanieczyszczeniu oceanów itd. Nie będę wam opowiadał dokładnie wszystkich opowieści, bo przecież kiedyś sami przyjedziecie posłuchać :) Powiem wam tylko to, co zapewne was (tak samo jak mnie) strasznie ciekawi! Jak znajduje się te stworzenia?

Otóż, delfiny to jedne z najniebezpieczniejszych drapieżników na świecie (dla swoich ofiar oczywiście). Nie wiem w jakiej skali, ale kapitan wymienił je na 3 miejscu. Na pierwszym oczywiście jest człowiek. W każdym układzie delfiny polują zawsze w grupie. Ponieważ ich ofiary są mniejsze i szybsze, za to delfiny inteligentniejsze, formują okrąg zbierając ryby w ławicę a następnie wypychają je ku powierzchni wody. W ten sposób ofiary są otoczone ze wszystkich stron i nie mogą uciec. Co nam to daje? Otóż to, że do tych praktyk przyzwyczaił się pewien rodzaj ptaków, który wędruje wraz ze stadem delfinów właśnie dlatego, że gdy polują mają bliżej do ryb (zaraz pod powierzchnią wody). I tak oto szukamy nie delfinów a ptaków! Zaskakujące? Ale działa!

Przekonaliśmy się już przy pierwszej okazji - płynąc w kierunku półwyspu Coromandel napotkaliśmy grupę dosyć dużych ptaków (było ich może 3 czy 4), widocznych z dużej odległości. Kiedy tylko się zbliżyliśmy momentalnie cała łódź została okrążona przez nowych przyjaciół :)


I tak podczas całej podróży spotkaliśmy je ze 3-4 razy? Dlaczego. A dlatego, że tutaj rozwiewamy kolejną zagadkę. Jak poszukiwać wieloryba? Otóż wieloryba poszukuje się dokładnie w ten sam sposób ponieważ wielorybowi prawie zawsze towarzyszą delfiny! W sumie nie zrozumiałem dlaczego, ale oczywiście się sprawdziło :)
Zasadniczo to tyle się tego wieloryba widzi :) Śledziliśmy go przez dobre 20 minut, żeby każdy miał okazję wykonać dobre zdjęcie. Jeśli jednak chcielibyście zobaczyć zanurzającą się płetwę, kapitan nas rozczarował mówiąc, że zdarza się to bardzo, bardzo rzadko. Plankton zwykle jest dosyć płytko, przez co wieloryby nie potrzebują szczególnie głęboko nurkować.

I tak bardzo szybko upłynęło 5 godzin. Kiedy dopływaliśmy do portu zachodziło słońce. Wycieczka naprawdę jest warta... tylko czy tych pieniędzy? Ciężko powiedzieć. Po 50% obniżce wydaje się cena idealna. Bez obniżki jednak nawet dla nas pracujących tutaj, na 5 godzinną wycieczkę zapłacić ponad 300$ to dużo. Z drugiej strony, ile razy będziemy tak pływać? Ano przynajmniej jeszcze raz bo obiecaliśmy sobie, że jak tylko zrobi się znów cieplej, płyniemy na rejs "swimming with dolphins", czyli pływanie z delfinami w wodzie :)

Na koniec kilka ciekawostek:

  • Nie każdą łódką można oglądać delfiny, kapitan powiedział, że delfiny są podejrzliwe i okrążają tą łódkę z taką radością tylko dlatego, że pływa ona w tym miejscu codziennie od kilkunastu lat i one ją rozpoznają.
  • Na łódkę trzeba ubrać się ciepło. Ocean jest jak góry, pomimo że świeci słonko, płynąc szybko oraz zimny wiatr powodują, że momentalnie robi się zimno. Warto wspomnieć, że było w mieście ponad 22 stopnie kiedy na łódce mieliśmy z Julką zimowe kurtki
  • Na samej łódce można kupić piwko, napoje i przekąski ale chyba nie trzeba mówić, że przebicie jest spore. Można za to dostać płytę ze zdjęciami z rejsu w tym bardzo dobrej jakości zdjęciami delfinów i wieloryba z prostego powodu... fotograf łódkowy ma wstęp na dach łódki :) Inna perspektywa a jednak wygląda to dużo lepiej

Cały album można obejrzeć tutaj.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Delfiny i wieloryby to nie ryby! To ssaki!

Ralf pisze...

Haha, powinienes/as jeszcze dopisac "PIERWSZY"!

Myslalem ze zdaze wyjsc z pracy zanim ktos napisze taki komentarz :p Prowokowanie to moja specjalnosc ;)

Anonimowy pisze...

A ja wlasnie przyszedlem do pracy i jak to zwykle bywa, jedna z pierwszych rzeczy jaka zrobilem, bylo zajrzenie na Twoj blog. I po prostu nie moglem sie powstrzymac ;)

Michał pisze...

Odlądając te ciekawe zdjęcia tak przeszło mi przez myśl ,że Nowa Zelandia to naprawdę koniec świata - daleko jest nawet do brzegów Australii( chyba ze 2000 km) a do Europy / Ameryki to dopiero kawał drogi.
Czy nie czujesz się tam trochę "odcięty" od świata ?
Przykładowo wszelkie istotne wydarzenia sportowe, polityczne itp. mają miejsce w tak odległych strefach czasowych od NZ ,że ma się poczucie mieszkania na peryferiach - pięknych i przyjaznych człowiekowi ale jednak peryferiach.
Czy "tubylcy" narzekają czasami na ten dystans czy raczej go sobie chwalą?

Ralf pisze...

Chwalą sobie, ba, tutaj się właśnie z tego żyje. To codzienne wyluzowanie, ten dystans do pracy i do życia, to całe kiwuskie życie na zwolnionych obrotach to to, co wszyscy tutaj chwalą. Podobno NZ jest najlepszym środowiskiem na świecie, gdzie można wychować dzieci ;)

p.s. sporty są w naszej strefie czasowej - tutaj ogląda się tylko rugby i krykieta ;)

Anonimowy pisze...

@Michal
> Czy nie czujesz się tam trochę "odcięty" od świata ?
Zalezy od osoby, ja sie czuje i to bardzo.

Z wolniejszym tempem zycia, to jest moim zdaniem troche tak ze graniczy ono z ignorancja i slaba etyka pracy. Moje odczucia sa takie ze NZ jest rynkiem drugiej kategorii i jakosc dobr i uslug jest dosc slaba. Nawet bardzo dobra pensja nie kupuje jakosci zycia ktora mialem w Europie.

Problem z tym jest taki ze jak masz odpowiedzialna prace ktora wymaga silnej, Europejskiej etyki pracy, to wszystko jest fajnie, odnosisz sukcesy, jestes doceniany, ale jak wychodzisz z pracy i chcesz sobie cos kupic, do uderza Cie jak slaba jest jakosc, jak niekompetentni i leniwi ludzie. Ty pracujesz ciezko dla innych ale inni sa za leniwi zeby pracowac ciezko dla Ciebie. Tracisz czas przez niekompetencje urzednikow wizowych, zbedne uciazliwe przepisy i zwyczaje i takie male rzeczy psuja Ci jakosc zycia.

Fajne miejsce na wakacje, moze tez zeby krotko pomieszkac w ramach przygody ale mimo ze Kiwi bardzo doceniaja moja prace, na stale tu na pewno nie zostane.

http://www.stuff.co.nz/sunday-star-times/opinion/5001178/Smugly-standing-idle-with-our-hands-out

Ten link sporo mowi o tym gdzie naprawde znajduje sie - i dokad zmierza NZ.

To jest kraj ktory udaje miejsce duzo lepsze niz jest, mimo ze blizej mu do Jamajki niz do EU. Ludzie ktorzy lubia egzotyke i w zamian za nia sa w stanie oddac duzo, beda tu szczesliwi.

Ludzie ktorzy cenia spokoj, przemyslane, zorganizowane otoczenie, poczucie bezpieczenstwa, wysoki poziom zycia bardzo czesto sa NZ bardzo rozczarowani.

Poltora roku temu wahalem sie miedzy Szwajcaria a NZ i musze powiedziec ze slabo wybralem.

cloo pisze...

a tu cisza, już prawie od miesiąca :(

Prześlij komentarz