3 maja 2011

Ubezpieczenie ubezpieczenie ubezpieczeniem pogania

Jeśli w Nowej Zelandii nie istnieje ktoś taki jak konsultant ubezpieczeniowy, to warto było by stworzyć takie stanowisko. Można by zbić kokosy...Jak już wiecie ubezpieczyliśmy się zdrowotnie, ponieważ w NZ służba zdrowia jest płatna, a jeśli chcesz się dostać do specjalisty - musisz odczekać jak w PL kolejkę która czasem trwa miesiącami. Dziś przyszła kolej na ubezpieczenia zawartości mieszkania. Na skromną kwotę 10k $ ale w końcu ile my tam mamy rzeczy. Nie zmienia faktu, że Pani, która mnie ubezpieczała dodatkowo próbowała wcisnąć jeszcze jedno ubezpieczenie, przy czym nie udało jej się z prostego powodu - nie da się :) Podobno ( i rzeczywiście wyczytałem statystyki, że tak jest) w NZ jest bardzo popularne ubezpieczenie zarobków w przypadku choroby bądź trwałej niezdolności do pracy. Nie wiem szczerze powiedziawszy w ogóle jak tutaj wygląda chorowanie i pieniążki za chorowanie. Wiem, że jest 5 dni na nasze "kacowe", które wykorzystuje się w pierwszej kolejności do choroby. Za to płaci pełną stawkę pracodawca. Jak jest dalej - nie wiem, natomiast ubezpieczyć zarobków nie mogę, ponieważ nie jesteśmy jeszcze rezydentami. To jeszcze nic. Zdegustowany ilością ubezpieczeń (w tym momencie już będziemy płacić 135$ miesięcznie za same ubezpieczenia, a przecież jeszcze nie kupiliśmy samochodu!) przyszedłem się poskarżyć w pracy. Na moje narzekanie odpowiedziało kilka osób, które mówią na to: tylko 2 płacisz? Ja płacę 5! Ubezpieczenie zdrowotne, dochodów, samochodu, domu i kredytu na dom. Super. Jakbym wygrał w totka, założyłbym firmę ubezpieczeniową. Kurcze na tym to się robi kokosy...

Z najbliższych planów - w NZ można używać Polskiego prawa jazdy zgodnie z prawem przez 12 ciągłych miesięcy. Po tym okresie należy wyrobić tutejsze. I to mnie czeka w najbliższym czasie. Chciałem już w najbliższy weekend podejść do egzaminu, jednak ciężko mi się skontaktować z tłumaczem, który musi wpierw przetłumaczyć moje prawo jazdy abym mógł ubiegać się od razu o pełne prawo jazdy NZ. Jak tylko dostanę tłumaczenia to się zapiszę. Mam już książeczki z których powoli skrupulatnie uczę się NZ przepisów. Aż tak się nie różnią, ale jest kilka nowych elementów, których u nas nie ma a o nie pytają. Cóż, czas przypomnieć sobie czasy szkolne.
Jeśli chodzi o samochód to wróciła wojna domowa o model. Ciężko powiedzieć na co w końcu się zdecydujemy. Na razie postanowiliśmy, że najwyższy czas samochód kupić i najpóźniej w czerwcu chcemy go mieć. I tutaj zaczęła się jazda - bitwa pomiędzy jakością i niezawodnością a wyglądem. Kto przy czym obstawiał łatwo się domyśleć ;) Z kolejnego golfa raczej mogę zrezygnować, nawet jeśli była by to VI :p Cóż, może uda nam się dojść do czegoś. Ostatnio na topie był Nissan Bluebird, taki w miarę punkt wspólny bo w miarę to i ładne i w miarę niezawodne. Do momentu aż ktoś powiedział, że skrzynia w tych samochodach nie jest pewna, a jak się spitoli to koszt wymiany przewyższa cenę samochodu. No cóż, Nissanowi w takim układzie mówimy papa. Cholera może ten ford mondeo? Ale to ford. Kurde sam nie wiem. Zasadniczo to zakup każdego samochodu to wielka loteria. Albo się "udo" albo się nie "udo". Trzymamy kciuki, żeby nam się "udoło". :)

p.s. zbliża się pierwsza rocznica ;)


1 komentarz:

broker pisze...

Jak już autko będzie wybrane to warto też pomyśleć o dobrym ubezpieczeniu. Pozdrawiam

Prześlij komentarz