5 lipca 2011

Rezydentura ciąg dalszy - przedostatni

Radosna wiadomość nadeszła co prawda tydzień temu, ale dzisiaj dostaliśmy potwierdzenie od naszej oficer migracyjnej. Tak więc już oficjalnie ogłaszam:

Jesteśmy rezydentami Nowej Zelandii.

Dzisiaj dostaliśmy informację od naszej oficer migracyjnej, że nasza aplikacja została zaakceptowana a drogą pocztową do 2 tygodni dojdzie potwierdzenie wraz z prośbą o (sic!) opłacenie samej wizy oraz wysłanie paszportów do immigration. Tą ostatnią część oczywiście opiszę również :)

Co było pomiędzy?
Niewiele. Po wysłaniu wszelkich dokumentów, których od nas wymagano aby udowodnić, że jesteśmy "skilled" czyli wykwalifikowani (bo o taką rezydenturę się ubiegaliśmy) byliśmy proszeni jeszcze tylko 2 razy o sprostowanie. Pierwszy raz kiedy okazało się, że Julki certyfikat zdrowotny wygasł i trzeba go odnowić (wysłaliśmy ten zrobiony w listopadzie, ponieważ omyłkowo powiedziano nam, że ważny jest 6 miesięcy - w rzeczywistości ważny jest 3). Drugi raz kiedy chciano sprawdzić moje kwalifikacje (czyli wykształcenie). I tutaj ciekawostka! Aby zaakceptować moje wykształcenie potrzebny był im mój polski dyplom! Tak, tak, po polsku! Wszystko dlatego, że akceptowalne wykształcenie mają w języku każdego kraju. I tak przy akceptowanym wykształceniu mają listę Polskich uczelni i np "magister" i ilość punktów obok. Politechnika Krakowska na szczęście na tej liście jest :)

I to tyle, obeszło się naprawdę bez bólu, bez tych różnych klątw (niektórzy twierdzą, że o rezydenturę starali się latami). W naszym wypadku zajęło to niecałe 4 miesiące. Na pewno ze względu na to, że oboje mamy wykształcenie wyższe a ja w dodatku mam wykształcenie + 5 letnie doświadczenie w zawodzie, który jest na liście poszukiwanych w Nowej Zelandii. Tak czy siak nie mieliśmy żadnych problemów. Mało tego, nie pytano nas nawet o znajomość języka angielskiego! Do mnie tylko nasza oficer migracyjna dzwoniła na krótką pogawędkę. Ja tłumaczyłem znajomość kursami (m.in. w British Council) oraz używaniem języka w pracy zarówno w Polsce jak i tutaj przez już prawie rok. Przeszło. Mało tego! Julka dołączyła jako znajomość języka poświadczenie od swojej manager ze sklepu, że pracuje tam już 3 miesiące i jej angielski jest bardzo dobry. Przeszło również! Żadnych, podkreślam żadnych problemów poza notorycznym uzupełnianiem brakujących papierów. Gdybyśmy byli skrupulatni i uzupełnili wszystko za jednym zamachem, być może przeszło by nawet w 2 miesiące.

Tak czy owak jesteśmy już rezydentami Nowej Zelandii i możemy zostać tutaj jak długo tylko chcemy i robić co tylko chcemy. Mamy te same prawa co obywatele, jedynie nie możemy głosować. To dla nas naprawdę ważne, a szczególnie dla mnie, gdyż odkąd będę miał nalepkę w paszporcie, będę mógł dowolnie szukać pracy, nawet w Mc Donaldzie jeśli zechcę :)

Tym samym poważnie zaczynam zastanawiać się nad budową swojej firmy, na razie powoli, być może we współpracy z obecnym pracodawcą, który wydaje mi się może pójść na rękę, żeby moją umowę zamienić na umowę z moją firmą. Wszystkim wyjdzie to taniej. Zobaczymy.

Tymczasem dzisiaj oblewamy rezydenturę i już niedługo będziemy mogli zaprezentować nalepkę prawdziwego Nowozelandzkiego rezydenta! :)

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Gratuluję i czekam na zdjęcie nalepki :) am

Michał pisze...

Cieszę się i gratuluję Wam - czytam ten blog od zeszłych wakacji ( trafiłem tu zupełnie przypadkowo szukając informacji o kiwi :). Powodzenia z firmą.

Anonimowy pisze...

No no, gratulacje, szybko Wam poszlo. My na razie po pierwszym semestrze kursu przygotowujacego do IELTS, jeszcze kilka lat przygotowan ;)

turla pisze...

Gratuluje! Bardzo fajny blog ..i przydatny (ja i moj mily idziemy w wasze kroki).

Anonimowy pisze...

Doskonaly pomysl z firma - powodzenia.

emira pisze...

WOW! Super! A jednak to możliwe! :D Bardzo się cieszę i gratuluję! Powodzenia w dalszych planach, nawet jeśli to ma być praca w McDonaldzie ;)

Anonimowy pisze...

Mnie nie udalo sie zdobyc rezydentury, bo... nie zaliczyli mi doswiadczenia w zawodzie. Powod? Firma z Polski - nowozelandczycy nie akceptuja polskiego rynku pracy jako porownywalnego do swojego.

Ralf pisze...

@Anonimowy - nie pisz nie prawdy. Ja przyjechalem prosto z polski posiadajac tylko i wylacznie polskie doswiadczenie. Dostalem wize i rezydenture bez zadnych problemow - jedynym problemem bylo dostanie pracy na poczatek poniewaz ja tutaj juz bylem. Ale potem na rezydenture trzeba poswiadczyc doswiadczenie i cale moje polskie, lacznie z firma ktora na tamta chwile juz nie istniala, mi zaliczono. Wszystko zalezy od podejscia, oficera migracyjnego i zawodu w ktorym pracujesz

Anonimowy pisze...

Proszę mnie nie oskarżać o pisanie nieprawdy :) Przedstawiłem swoje doświadczenia z Immigration. Niektórzy mają więcej szczęścia, inni mnniej. I tyle.

Prześlij komentarz