4 grudnia 2011

No to jedziemy - post 1

Jakoś najmniej inwencji dzisiaj mam na tytuły więc będzie prosto i tradycyjnie. Tak jak i posty. Zobaczymy ile uda mi się ich naprodukować :)


Sam nie wiem od czego zacząć. Tyle czasu minęło, że ogarnąć to w jednym poście będzie ciężko. Zacznijmy jednak od najstarszych rzeczy. Jak wiadomo założyłem swoją małą firemkę, która z czasem miała się rozrastać. Wiadomo jednak ten czas to nie tydzień czy miesiąc, więc początki oczywiście były trudne. Szczególnie dało w kość pewne niepisane prawo w Nowej Zelandii. Otóż firmy między sobą rozliczają się do dwudziestego każdego następnego miesiąca od wystawienia faktury. Jeśli wystawimy fakturę 10 września, zwyczaj tutaj zmusza nas do wystawienia faktury z terminem płatności 20 października. To powoduje nawet przyjemną płynność finansową, wiadomo co kiedy jak i gdzie się spodziewać a dodatkowo rozliczenia z IRD (urzędem podatkowym) również są do 20 każdego miesiąca. Wszystko pięknie ładnie, tylko uderza to najbardziej w startupy. Wyobraźcie sobie, że musicie przez 2 pierwsze miesiące inwestować w swoją firmę a jednocześnie nie dostaniecie grosza od klientów. Super :)

Tym sposobem praktycznie zostałem bez grosza. Początki firmy naprawdę były obiecujące jednak włożenie naprawdę sporej gotówki w reklamę, sprzęt, etc etc, spowodowało, że moje obliczenia ile to pieniędzy potrzebuję na start nie przewidziały właśnie zupełny brak wpływów przez pierwsze miesiące pomimo posiadania klientów. I tak bez kasy zmuszony zostałem do szukania szybkiego ratunku. A takim są krótkoterminowe kontrakty.
Trochę tła rynku pracy zachodniego :) Na zachodzie mamy 2 główne sposoby na pracę. Stała umowa pomiędzy pracodawcą a pracownikiem oraz kontrakty. Obie metody są równie popularne jednak u różnych grupy ludzi. Wiadomo, stała umowa daje nam bezpieczeństwo, pewne zarobki, 20 dni w roku urlopu oraz 5 dni w roku możliwego chorobowego no i przede wszystkim bardzo ciężko jest kogoś zwolnić. Ten sposób pracy jest bardziej popularny i typowo rodzinny. Kontrakty z drugiej strony dzielą się na 2 typy - kontrakt pomiędzy pracownikiem a pracodawcą i kontrakt pomiędzy 2 firmami. Praktycznie nie różnią się one niczym szczególnym, tylko tym że pierwszy to tymczasowe zatrudnienie pracownika (również dostaje się urlop, bodajże 1.6 dnia na miesiąc), drugi to pracownik (posiadający własną firmę) pracuje tymczasowo dla innej firmy na kontrakcie. I ten drugi właśnie byłem zmuszony podjąć. Dlaczego? Dlatego, że kontrakty są bardzo wysoko płatne w stosunku do umów o pracę. Te sposoby pracy wybierają ludzie nie szukający stabilizacji, którzy są na dorobku (np. młodzi ludzie), lub specjaliści. Ja akurat jestem w branży takiej, gdzie kontraktorów jest sporo, aczkolwiek zapotrzebowanie jest duże i gdybym chciał mógłbym nieźle z tego żyć na co dzień (z tym, że zaniedbałbym swoją markę i firmę). Są jednak branże, gdzie kontraktorów jest mało, kontraktów również mało, jednak zarobki po prostu zabijają zerami. Zdarza się, że wyspecjalizowany konsultant z wieloletnim doświadczeniem bierze 250 czy nawet 500 dolarów... Na dzień? Nie... na godzinę! Cóż, może kiedyś doczekam się takiego statusu speca :) Fajnie by było.

Tymczasem skorzystałem z opcji złożonej mi przez pewną firmę pośredniczącą kontraktami i podjąłem się kontraktu w Hamilton. Głównie dlatego, że naprawdę to dobre pieniądze a i kontrakt jest krótkoterminowy. Tym samym mogę wyjść na prostą, sporo pieniędzy odłożyć i zrobić drugie podejście do mojego startupu. A pomysłów jest naprawdę sporo, tylko za coś trzeba żyć :)
Po ciężkich początkach (która to firma ciężkich początków nie ma co? :) ) wygląda na to, że teraz jest wszystko w porządku i kiedy mój krótkoterminowy kontrakt się skończy, będzie szansa na zbudowanie czegoś zupełnie nowego, co pod marką FutureLab mogło by spróbować zawalczyć rynek :) Jaki? Jeszcze zobaczymy. W każdym układzie zaglądajcie, będę starał się aktualizować swój status :)

Tyle o mojej firmie. Ważne, że powoli i do przodu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tak, ważne, że do przodu... :D

Anonimowy pisze...

Powodzenia

Prześlij komentarz