26 czerwca 2014

O sluzbie zdrowia

Dla tych stesknionych prywatnymi wpisami opisze wam jak wyglada sprawa ze sluzba zdrowia.



Otoz rok temu (dokladnie w Sierpniu) bedac u klienta zaczelo mnie cos na... bolec. Bol byl nie do zniesienia wiec poprosilem kolege zeby mnie odwiozl do szpitala. Tommi, ktory jest koreanczykiem, dostal ataku paniki i przekraczajac zawrotnie predkosc w swoim sportowym samochodzie i powtarzajac w kolko "Ralf nie umieraj" zawiozl mnie na izbe przyjec. W miedzyczasie z bolu nie do zniesienia bol przerodzil sie w masakryczny. Do tego stopnia ze jak pojawilem sie na izbie przyjec i do rejestracji byla kolejka 4 osob ostatni pan odwrocil sie i krzyknal do przodu "siostro, ten pan idzie pierwszy".

Zabrano mnie na lozko i bez namyslu wstrzyknieto morfine. Motylki, laka, fruwam, milo i radosnie! Minely 2h zanim doszedlem do siebie, lekarz mnie bada, zleca rentgena, pyta jak bol w skali 1-10, mowie ze okolo 25. Zastrzyk morfiny. Motylki, laka, fruwam, milo i radosnie. Dochodze do siebie po kolejnej godzinie czy 2, rentgen i wyrok - kamien na nerce. Lewa nerka zatkana wiec trzeba udroznic. Kolejny wyrok - operacja jutro. Yhm. Pierwsza w moim zyciu. Ciekawe. Przewieziono mnie do kolejnego szpitala utrzymujac na mocnej dawce jakis narkotykow. Wystarczy powiedziec ze nie mialem sily wstac i isc sie wysikac, tak mnie kopnelo.

Nastepnego dnia z rana (sobota) mila pogawedka z lekarzem, siostra, anestezjologiem i jedziemy do (co ciekawe po angielsku sala operacyjna to... teatr :> ). Kolejna ciekawostka zanim laduje na stole operacyjnym zadaje mi sie pytania z formy 4 (sic!) razy, przez 4 rozne osoby (pielegniarka, anestezjolog, pielegniarka na sali operacyjnej i lekarz na sali operacyjnej). Wszystko po to zeby sobie chyba dobrze d. kryc. No i kolejne zyciowe doswiadczenie. Anestezja. Slyszalem rozne opcje, ze liczy sie do 10, ze kaza liczyc baranki na glos itp itd. Ja oczywiscie zestresowany leze na tym lozku, 10 osob sie zwija naookolo, zimno jak &#@$ wiec sie trzese. Przychodzi anestezjolog i mowi zebym sie nie denerwowal i ze zawsze sie ludzie stresuja przed pierwsza w zyciu operacja. Podal mi maske i mowi "wez gleboki oddech musimy sprawdzic czy dobrze maska pasuje na Ciebie". No to przytykam sobie do paszczy, wdycham - powietrze mysle. Patrze na goscia i mowie "tak wszystko ok"..... Nagle ktos mna potrzasa. Hej, hej wstawaj juz po wszystkim... EEee? Co za skubany anestezjolog. Zrobil mnie w ciula. Moze i dobrze. No i najwazniejsze juz po wszystkim. Kolejna diagnoza - mam 1cm kamien, wszczepiono mi stent (nie wiem jak to po polsku?) czyli taka rurke pomiedzy nerka a pecherzem zeby nerka mogla sobie pracowac zanim mi ten kamien usuna. Zanim usuna? To kiedy usuna?! Bedzie jeszcze jedna operacja... Aha.. Szczesliwego nowego roku szkolnego (to byl bodaj 30 sierpnia).

I tak przetrwalem ze stentem przez 6 tygodni (mialo byc 3 ale szpital o mnie zapomnial). Potem byly ultradzwieki zeby rozbic kamien i usuniecie stenta. Wszystko pieknie ladnie wypisany jestem i szczesliwy. W styczniu kontrolne badanie. Przychodzi usmiechniety urolog i bez stresu wali prosto z mostu: wiesz te 2 operacje co miales ostatnio. No to jakby to powiedziec... nie powiodly sie. Kamien sie rozbil na 2 polowki ktore ciagle sa za duze zeby zejsc... AHA! To co teraz? Opcje sa 2. Jedna zyjesz z kamieniami i moga ale nie musza zablokowac Ci nerki w przyszlosci, albo operujemy jeszcze raz, tym razem laserem. Co pan poleca? To zalezy czy podrozujesz do egzotycznych krajow gdzie nie ma specjalistycznych lekarzy (np wyspy pacyfiku). No coz, kilka miesiecy temu wrocilem z Samoa wiec tak. Odpowiedz jest wiec prosta operujemy. Dodajemy Cie na liste oczekujacych jako ze nie jest Pan juz zadnym zagrozeniem i wyslemy list jak bedzie Pana kolej. Wiec operacja byla w ubiegly Piatek. O tym w kolejnym poscie.

Czego mozna sie nauczyc. Jeden - operacje nie sa straszne. Dwa - sluzba zdrowia w NZ jest darmowa i naprawde na bardzo wysokim poziomie. Czesto nawet bedac ubezpieczonym jest sie operowanym w publicznym szpitalu - jedyna roznica ze przyspieszaja terminy. Trzy - morfina jest zajebista. Do momentu az sie z niej schodzi. Czulem sie jak na potwornym kacu, jest niedobrze, kreci sie w glowie i ogolnie czujesz sie jak szmata, pomimo ze 2h temu latalem sobie z motylkami...

CDN

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

he, he Ralf, wiem co to kolka nerkowa , sam to przechodziłem 4 razy. Za pierwszym razem utrata świadomości dosłownie...i nie pomagały środki przeciwbólowe podane w szpitalu. Powodowały tylko zajebiste uczucie zimna i drętwienia kończyn. 3 razy w szpitalu rodziłem kamienie i obyło się bez zabiegu. Ból nie do zniesienia... tylko kobiety wiedzą co to...tak mi mówili lekarze. Raz wystarczyło płukanie kroplówkami i piasek zszedł. Od drugiego razu już nauczyłem się symptomy rozpoznawać - pakuję się i jadę do szpitala póki jeszcze mogę o własnych siłach. Ostatnio jak byłem to zaproponowali mi zabieg. Jak wytłumaczył mi co i gdzie będą mi wsadzać (a robi się to u nas w większości endoskopem wiadomo przez KTÓRĄ dziurkę) to od razu wyzdrowiałem. Uważaj z tym rozbijaniem ultradźwiękami. Rozmawiałem z kilkoma ludźmi co to mieli i jest to tak, że jak nie trafia w kamień w 100% to część energii ze strzału idzie w nerkę i za jakiś czas (krótszy bądź dłuższy) może się okazać, że narząd nie działa jak trzeba. Zdarza się też tak przez to, że kamień się kruszy (i to jest problem) i odłamki mogą wpaść w taką część nerki, że tylko skalpel je uwolni. U nas w większości dają strzał w kręgosłup (co też mnie przeraża) i przez cewę endoskopem wyciągają w jednym kawałku. Teraz tylko dietka, mniej kawy , herbaty, czekoladki, słodyczy, bogatej w szczawiany zieleniny, mniej tłustego nabiału, no i mniej solić a więcej wody pić coby siki rozrzedzać bo im więcej wody w sikach tym bardziej sole rozrzedzone.
Pozdrawiam
Marcin

Anonimowy pisze...

W takim razie jesteś usprawiedliwiony,że nie było nowych wpisów. Tak przy okazji ,to życzę Ci dużo zdrówka i kamieni pod stopami spacerując po plaży,a nie kamieni w nerkach. Powodzenia.

Anonimowy pisze...

... i polecam naturalny sposób - żurawinę ;) choć nie mam pojęcia czy dostępna w NZ ;)

Anonimowy pisze...

Co to za koncercik :) ?

Anonimowy pisze...

Rafal zyjesz tam ;)) ?

Anonimowy pisze...

i koniec, znowu masz nas w du... -,-

Anonimowy pisze...

uff.. przeczytalam calosc :) Rafal - duzo zdrowia i sukcesow, pozwole sobie tez w najblizszych dniach skrobnac do Ciebie maila, nie, nie bede Cie gnebic z zalatwianiem pracy czy pomocy przy zalatwianiu wizy, z tym radzimy sobie sami, tak po prostu, jak sie czyta takiego bloga to autor przestaje byc dla ciebie osoba obca, dlatego chce Ci napisac kilka slow na maila. I jak ktos wczesniej wspomnial, ja tez wisze Ci duuze piwo :-)
Pozdrawiam
Gosia

Anonimowy pisze...

ESTIMADOS HERMANOS:
Solicito reencarnar como el Dios Kiwi de la creacion universal. Les prevengo de inminentes impostores del blog.

Atentamente:
Jorge Vinicio Santos Gonzalez,
Documento de identificacion personal:
1999-01058-0101 Guatemala,
Cédula de Vecindad:
ORDEN: A-1, REGISTRO: 825,466,
Ciudadano de Guatemala de la América Central.

Anonimowy pisze...

Stent to po polsku... stent.

Prześlij komentarz