28 listopada 2014

Przewodnik po Rotorua

Rotorua to dla jednych miejsce na mapie Nowej Zelandii, ktore na pewno trzeba zobaczyc. Dla innych to miejsce tradycji Maori i wielu rzeczy do zobaczenia. Dla wrazliwych to jednak miejsce, ktore po prostu smierdzi zgnilym jajem :)

Rotorua czyli skrot od Maoryskiego Te Rotorua-nui-a-Kahumatamomoe to miejsce mniej wiecej w srodku polnocnej wyspy. Dostac sie tutaj mozna zarowno samochodem, autobusem jak i samolotem gdyz jest tu calkiem spore lotnisko (samoloty lataja jedynie do Nowozelandzkich miast).

Jesli ktos wybiera sie zwiedzac Rotorua to mozna tutaj spedzic tygodnie. Postaram sie jednak zamknac w 2 dniach a jesli ktos ma mniej, mozna to jeszcze bardziej zawezyc. 

Wybierajac sie do Rotorua nie sposob pominac zapachu. Poniewaz cale miasto lezy na bardzo aktywnym wuklanicznie terenia juz przy wjezdzie do centrum bedziemy mijali kominy buchajacej pary oraz siarczysty zapach siarkowodoru (jak ktos woli zgnitego jaja). W samej Rotorua jest setki hoteli, backbapersow oraz moteli, zawsze jest w czym wybrac jesli chodzi o spanie. Zwiedzanie na pewno warto zaczac od samego miasta i jego odnowionego centrum.

Na poczatek polecam przystosowanie sie do zapachow :) W centrum jest Kuirau Park w ktorym juz z bliska mozna zobaczyc male gejzery oraz blotne jezioro. Potem mozna przejsc w kierunku pieknego jeziora i zrobic sobie spacer brzegiem, szczegolnie polecam wieczorem kiedy pomaranczowe latarnie odbijaja sie od wody i mozna uchwycic przepiekne zdjecie. Na koniec do zobaczenia jest odnowione centrum z bardzo nowa "Eat Street" czyli ulica kafejek i restauracji.

Pierwszego dnia, bez pospiechu polecam Wai-o-Tapu, czyli geotermalny park z wielkim gejzerem Lady Knox. Jeszcze przed parkiem zaraz za glowna droga na takiej waskiej drodze skreccie w pierwsza alejke w prawo (na koncu jest maly parking) zeby zobaczyc bulgajace gorace bloto. Darmowa i bardzo efektowna atrakcja :)
Pamietajcie ze gejzer wybucha codziennie o 10.30 a za jego widok placimy w bilecie do parku wiec jesli sie spoznimy tracimy ta czesc atrakcji. Calosc zwiedzania lacznie z gejzerem powinna zajac nam okolo 2 godzin na spokojnie. Po Wai-o-Tapu polecam kapiel. Nie, nie w komercyjnych basenach ale w zwyklej rzece. Do wyboru mamy dwie opcje.

Opcja latwa to taka ze po wyjezdzie z parku przejezdzamy okolo 500 metrow droga w dol (ta w strone poludnia, nie ta ktora przyjechalismy) i przejezdzamy przez maly mostek. Zatrzymujemy sie za lub przed mostkiem i wysiadamy z samochodu. UWAGA bardzo wazne, zamykamy samochod i chowamy rzeczy z widoku. Miejsce to slynie z wybitych szyb i zabranych kamer, aparatow, telefonow, portfeli czy czegokolwiek co latwo mozna dziabnac przez rozbita szybe.
Z mostku schodzimy schodkami do rzeki ktora ma okolo 40 stopni! I to tyle, nie trzeba nikomu placic, wszystko naturalnie i pieknie. Dwie wazne sprawy w tym miejscu. Po pierwsze pod zadnym pozorem nie wolno zanurzac glowy w goracym zrodle. W wodzie pod wysoka temperatura zyje sobie jakies zyjatko (ktorego nigdy nazwy nie pamietam) ktore powoduje przykre choroby wedrujac w gore ucha badz nosa. Dlatego nie warto ryzykowac. Po drugie, na brzegach bedzie duzo blotka, ktore na pewno w sklepie zobaczycie jako Rotorua mud i ktore bedzie duzo kosztowalo. W naturze niektorzy zgarniaja taka gline zeby posmarowac twarz jednak oficjalnie nie wolno tego robic i radzilbym nie ryzykowac otrzymania niespodzianki w postaci kary. 
W rzece mozemy sie kapac ile tylko mamy sily, ponizej mostku jest jeziorko do ktorego wplywa rzeka o normalnej temperaturze tworzac unikalne jeziorko gdzie z jednej strony jest cieplo a z drugiej zimno. Mozna przemieszczac sie w zaleznosci od humoru :)

Druga opcja do kapania to Kerosene Creek. Nie jest go tak latwo znalezc oraz nie mozna tam dojechac autobusem. Do Karosene Creek mozemy dojechac jedynie samochodem. Wjazd znajduje sie 2-3 kilometry za wjazdem do Wai-o-Tapu w strone Rotorua. Niedawno postawiono malutki znak kierujacy ludzi w tamta strone. Po okolo 1km zwirowej drogi docieramy do parkingu. Z parkingu idziemy w dol aby dotrzec do cieplej rzeki. Roznica pomiedzy obiema rzekami jest taka ze kerosene creek jest duzo cieplejsze, jest duzo wiecej miejsca zeby sie wykapac oraz... posiada wodospad! Nie, nie taki maly a ponad 2 metrowy. Pamietamy jednak o nie wchodzeniu pod niego bo wiaze sie to z zanurzeniem glowy! Minus kerosene creek jest taki ze jestesmy dosyc daleko od samochodow i trzeba bardzo uwazac na kieszonkowcow. Dodatkowa zaleta kerosene creek jest dostepnosc, dzieki czemu duzo lokalnej mlodziezy spedza tam wieczory i noce. Nie bede spekulowal w jakim celu ;)
Na koniec mozna przejsc sie po samym Rotorua, obejrzec kilka bardzo ladnych budowli oraz Government gardens.

Wieczorem w zaleznosci od budzetu mozemy albo poznac nowoczesna kulture nowozelandzka poprzez odwiedzenie kilku pubow albo poznac stara kulture maoryska i wybrac sie do wioski Maori. Rotorua i jej okolice slawne sa z bardzo siedlisk kultury i spoleczenstw Maori. W kilku miejscach zbudowano specjalnie wioski na wzor tych tradycyjnych. Najslawniejsza to Tamaki Village jednak tutaj trzeba myslec o budzecie poniewaz wejscie kosztuje na dzien dzisiejszy $99. Przy calej rodzinie to spory wydatek. Czy warto? Warto! W cenie mamy przejazd autobusem z hotelu (dowolnego hotelu w Rotorua) do wioski, nastepnie oficjalne przywitanie wodza wioski, potem poznawanie tradycji i kultury Maori gdzie rowniez mozna sie nauczyc kilku rzeczy osobiscie (lacznie ze slawnym tancem Haka). Bedzie rozniez tyle jedzenia ze nie przejecie (polecam nie jesc przez pol dnia :p ) i piosenki Maori oraz powrot. Calosc zajmuje okolo 3-4h.

Nastepny dzien mozemy zaczac od maloego zoo + parku zabaw czyli Rainbow Springs. Warto zostawic sobie bilet i powrocic wieczorem i zobaczyc Kiwi biegajacego po parku w ciemnosci na wyciagniecie reki (a nie przez szybke). W parku tym zobaczymy wiele zwierzatek oraz wspomniane kiwi. Zobaczymy tez mase olbrzymich pstragow (ktore kazdemu wedkarzowi polecam, nie lowilem nigdzie tak dobrze jak w NZ rzekach) oraz NZ przyrode z bliska.

Aby dopelnic przepieknych widokow nowozelandzkich polecam przynajmniej kawe w Skyline. Wyjezdzamy na gore albo autobusem albo gondola. Na gorze mamy przepiekne widoki na odlegle lasy, pagorki i jezioro.

Popoludniu polecam pojezdzenie po okolicy jesli macie samochod. Mozna odwiedzic przepiekne lasy i przejsc sie przynajmniej na chwile, oddalic od drogi glownej zeby uslyszec gwar i ruch ptakow na wyspie ktora slynie z ptakow a szczegolnie z ptakow nielotow (lacznie z nasza slawna nielatajaca papuga). Wynika to z faktu ze przez tysiaclecia, do momentu przywedrowania bialego czlowieka, nie bylo naturalnego drapieznika dla ptakow przez co ptakom odechcialo sie latac :) Oczywiscie ludzie nazwozili przerozne kreatury i teraz staramy sie chronic te ptaki. Coz taka nasza ludzka glupota.
Wracajac do wycieczki na pewno warto zobaczyc niebieskie i zielone jeziora Tikitapu i Rotokakahi. Sa one obok siebie i kolorami naprawde zaskakuja. Kolejny raj dla osob lubiacych fotki. Oba jeziora w dodatku sa w poblizu gory Tarawera ktora byla kiedys jednym z najwiekszych wulkanow na swiecie do momentu az nie eksplodowala. Podobno sa dowody ze w 12 badz 13 wieku wybuch wulkanu pokryl wiekszosc ziemi pylem co spowodowalo glod w Europie przez 2 lata. Gora przezstala istniec w 19 wieku kiedy wybuch spowodowal eskplozje calej gory, na zboczach ktorej znajdowal sie jeden z owczesnych codow swiata czyli bialo rozowe tarasy.

Na tym konczymy wizyte w Rotorua, oczywiscie jest wiele innych miejsc jak Te Puia gejzer i park czy zjazd Zorb-em ktory zostal wymyslony wlasnie w Rotorua, ale jak wspomnialem trzeba sie ograniczyc do zasobow czasowych ktore mamy. Gdybysmy chcieli zobaczyc wszystko na spokojnie potrzebowalibysmy okolo tygodnia :)

Jesli ktos ma pomysl na kolejny przewodnik, dajcie znac. Mam kilka pomyslow w glowie i oczywiscie jeszcze nie wszedzie bylem, ale zawsze z mila checia poslucham pomyslow :)

6 komentarzy:

Angelika pisze...

Hej. Naprawdę bardzo lubię czytać Twoje wpisy. I w sumie nieważne. Pisz o czym chcesz, albo o wycieczkach, albo o życiu codziennym w NZ. Obie kwestie są wielce interesujące. Pozdrawiam. :)

Anonimowy pisze...

Hej a ja mam pytanie troche z innej beczki.
Czytalam Twoj artykul o przygotowaniach do wyjazdu do NZ, o tym jak sie to wszystko odbylo u Ciebie i juz widze, ze na szczescie nie jest to latwe.
Dlaczego na szczescie? I tu moje pytanie do Ciebie. Czy w Nowej Zelandii jest wielu muzulmanow?
Mieszkam w Paryzu. Czuje sie jak bym zyla w kraju muzulmanskim, nie chce tu zostac, chce wybrac miejsce, w ktorym ich nie bedzie.
Drugie pytanie - ja rowniez pracuje w IT. Jakie studia skonczyles, ile lat miales doswiadczenia w Polsce na jakim stanowisku i w czym sie specjalizowales? Jelsi to nei tajemnica.
Z gory dzieki za odpowiedz.

Ralf pisze...

^ Nowa Zelandia jest bardzo tolerancyjna, mamy tutaj muzulmanow, mormonow a po ulicy chodza i tancza hare krishna. Nie zartuje. I za to Nowa Zelandie lubie, bo nie ma takiego typowego polskiego pieniactwa "a nie lubie warszawiakow bo sie wywyzszaja", "a nie lubie hindusow bo smierdza". Nie wszyscy sie tutaj szanujemy i zyjemy zgodnie ze soba. Muzulmanie tez.

Anonimowy pisze...

Dzień dobry,

W przyszłym roku zamierzam odwiedzić Nową Zelandię.

Chciałbym się dowiedzieć jak wygląda kwestia wwożenia żywności. Wiem, że trzeba wszystko deklarować w formularzu na granicy. Jako podróżnik budżetowy chciałbym przywieźć ze sobą dania na szybko (w tym zupki instant), żywność liofilizowaną, trochę słodyczy, może orzeszki, migdały, słonecznik prażony i kabanosy. Proszę napisać, jeśli to możliwe, co z tego zestawu bez problemu powinno przejść, a z czym może być problem (pewnie z orzeszkami i kabanosami...).

Czekam na odpowiedź

Pozdrawiam serdecznie

Marcin z Polski

Ralf pisze...

Wszystkie odpowiedzi sa tutaj: https://mpi.govt.nz/travel-and-recreation/arriving-in-new-zealand/bringing-food-for-personal-use/

W skrocie prawda jest taka ze mozesz wwiezc wszystko co chcesz o ile zadeklarujesz, na granicy nie karaja za niewiedze. Karaja jesli wwieziesz cos co nie wolno a nie zadeklarowales. Jesli zadeklarujesz i nie wolno - wyrzuca do smieci.
Z kabanosami jest ok o ile beda zapakowane prozniowo. O ile wszystko bedzie komercyjnie zapakowane nie powinno byc problemu

Anonimowy pisze...

n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

Prześlij komentarz