6 marca 2016

Trenowanie po Nowozelandzku czyli jak przytyc

No wiec jak wiecie zaczalem cwiczyc z trenerem. Minal wlasnie 3 tydzien z 24 i pomyslalem ze jak ktos zamierza przejsc na zdrowa strone zycia moglby poczytac jak to wyglada. A wyglada to tak: chcesz byc zdrowy?



NIE, NIE CHCESZ!!! To jest w cholere pracy i wysilku i wieczny glod i pot i ojezusmaria codziennie jak wstajesz z lozka. Za co mnie to przytrafilo. Jestem pewien ze ktos wymyslil pigulke na odchudzanie, taka ze bierzesz jedna i z glowy!

Zacznijmy od poczatku. Jak wiecie firma podaza za NZ gospodarka czyli zapieprza w przod. Z tego powodu z "nie mam czasu" zmienilo sie "co to jest czas?". Czlowiek stara sie utrzymywac forme, pojsc sobie na silownie od czasu do czasu bo fajna muzyka tam leci i ekran duzy a pozatym tak modnie. I tak sie staralem do swiat. Potem jakos tak mi sie nie chcialo do ... lutego i DUP! 5kg w 1.5 miesiaca. Nie logiczne co? Jak to jest ze zrzucenie 5kg w ciagu miesiaca to jest katorga i bol i pot i lzy a przytycie tych 5kg? Nie ma bolu brzucha, ani pekajacej skory z przytycia ani nic bolesnego. Latwo jak cholera... Szlag by trafil nature!

No wiec pewnego dnia postanowilem ze skoro wizja pracy w tym roku wyglada tylko tak ze bedzie jej wiecej i wiecej, ze oto zapisze sie na trenera personalnego. I tu kilka rad. Pierwsza - jak masz kredyt na dom to nie zapisuj sie na trenera personalnego bo kosztuje tyle samo :p Druga, jak Ci sie nie chce to trener personalny Cie nie zmotywuje (o tym pozniej). W koncu po trzecie - trener personalny to tez nianka na Twoje jedzenie. A myslalem ze jak sie wypoce to starczy... Dla niekumatych - nie starczy!

Pora na narzekanie. Zaczalem 3 tygodnie temu. 2 razy juz dzwonilem do trenera ze pieprze i rezygnuje. Przekonal mnie zebym zostal. Glownie tym ze zaplacilem z gory i nie ma zwrotow (sprytny skurczybyk). Zaczyna sie to wszystko oczywiscie od wazenia i mierzenia poziomu tluszczu i to jakies BMI ktore to nam wciskaja w reklamach. Wyszlo mi ze jestem taka zdrowa swinka. Nie utluczona jeszcze wiec bekonu nie bedzie, ale taka ze ryjek w kazde jedzonko wsadzi. Generalnie wyszlo ze mam zrzucic 8kg w 24 tygodnie i wygladac jak Schwarzenegger i swiecic miesniami na plazy. No moze nie tak ekstramalnie ale tak to sobie wyobrazam zeby sie zmotywowac :p

Jak wspominalem trener personalny zajmuje sie jeszcze dieta. Przez pierwszy tydzien zapieprzania na silowni mialem jeszcze pisac o wszystkim co sobie wsadzam do ust (bez skojarzen zboczency!). Wszystko to znaczy wszystko lacznie z plynami. I tak po tygodniu dostalem pierwszego "bana" czyli zakaz jedzenia chleba ktorego jem za duzo....

....chleba....

...chlebusia....

Porabalo go chyba! Nie slyszal ze my Polacy chleb dostajemy posmarowany mlekiem matki juz w pierwszych tygodniach zycia? Jak tu zyc?! Jak bez chleba?! Nienormalny jakis... To byl moj pierwszy breakdown... Ale przetrwalem i wpieprzam papier.. Papier czyli chleb ryzowy.. Smakuje toto jak papier, wyglada jak papier... moze dlatego ze ... JEST PAPIEREM... Do tego obrzydliwym.

Nie minelo kolejne 3 dni i nie uwiezycie... Kielbasa. Zakaz kielbasy... Zupelnie... Nosz ja pier... Czy ten koles naprawde nie ma zycia ze cieszy sie z rujnowania zycia innym? ;( No i tak po kolei... Do momentu gdzie moj dzien wczoraj wygladal tak...
Na sniadanie 5 jajek gotowanych na twardo... I tyle... Na przekaske banan i jablko. Na obiad salatka z kurczaka i quinoa (nie wiem jak to sie po polskiemu, nawet nie wiem jak to sie po angielskiemu wiem ze bylo w salatce :p ). Na podwieczorek garsc orzechow i szejk proteinowy a na kolacje zupa...

Jak w szpitalu ... mac...

No i tak. 3 tygodnie, pierwszy test sprawnosciowy. Zrobilem 2 wiecej pompki niz za pierwszym razem, 5 wiecej brzuszkow, 1km przebieglem w 15 sekund szybciej czyli generalnie wszystko na dobrej drodze...

A.. i przytylem 2kg!!! I cale odchudzanie w pizdu... Ale trener kazal sie nie martwic bo ponoc miesnie waza. No to jak miesnie waza to moze kurna ja caly z miesni jestem zbudowany i wcale nie musze tej katorgi przechodzic?? Moze ja jestem juz Schwarzenegger tylko taki lekko zaniedbany?

Ahh... ponarzekalem sobie i mi lepiej... Teraz wszystko co zostaje w glowie to... zostalo 21 tygodni... Tylko 21 tygodni... Efekty na pewno sie pojawia tutaj. I mam nadzieje ze beda bo jak nie to kilo kielbasy z bochenkiem chleba na sniadanie przed trenerem zjem! O!


5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czytam, czytam i ... nie mogę się oderwać:). W którymś z wpisów było napisane zapytanie co robić w pracy żeby się nie nudzić- otóż- czytać bloga o kiwi:):). Rewelacja. Jestem dopiero na początku historii czyli gdzieś jakieś 6 lat wstecz:) ale Bogu i Partii dziękuję że w pracy moge sobie ciut poczytać te wpisy. Rewelacja. Dalej poproszę. i Pozdrawiam z Polski

Anonimowy pisze...

Anonimowy czyli Joanna z Polski-cd. Dziś znów troszkę poczytałam:)-jestem już w marcu 2011r:):), nie nie wyprzedzam, a tylko pod tym wpisuję by autor zauważył że Jego Samego nie ma już od marca 2016 na tym blogu!!! Why!!!! Jak już napisałam jestem w marcu 2011 i nadal nie wiem dlaczego z Julią postanowiliście się wyprowadzić od kolezanek-czy będzie opisane w międzyczasie, czy w ogóle nie było???
Pozdrawiam z Opolszczyzny:)

Unknown pisze...

Quinoa, to po polsku komosa ryżowa... fuj! Ale ponoć zdrowe...

Frostweb pisze...

Super blog!

Anonimowy pisze...

n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

Prześlij komentarz