27 stycznia 2011

Chwilowo inne zajęcia

Dawno mnie tu nie było co? A to dlatego, że przegrałem wszystko w pokera! Heh, cóż hazardzista ze mnie żaden.
W weekend odbył się wieczór męski i damski. O damskim niewiele wam powiem, bo nie byłem :p W każdym układzie po części odbył się w naszym nowym mieszkaniu, ze względu na to, że jest w centrum i blisko później na imprezy. Męski odbył się w innym domu, dalej od centrum.
Damski wieczór polegał na piciu, jedzeniu a następnie imprezowaniu. Męski polegał na piciu, piciu, piciu i graniu w pokera. Na pieniądze. Grałem pierwszy raz w życiu i od razu przegrałem. W każdym układzie ciekawe doświadczenie w życiu i zapewne długo nie powtórzę, bo średnio podoba mi się przegrywanie. Grało nas 10 i graliśmy tylko o 20$. Tzn 20$ każdy, przez co w puli było do wygrania 200$ - koszt pizzy, którą zjedliśmy. Ja odpadłem około 12 w nocy. Jak wychodziłem z chłopakami na miasto było około 2 w nocy i jeszcze 3 osoby grały. Dowiedziałem się później, że jeszcze długo później zostały 2 i postanowiły podzielić się wygraną. Tak czy owak jestem do tyłu o 20$ i nowe doświadczenie.
Aczkolwiek doświadczenie w hazardzie mam, nie powiem :) Pamiętam jakieś 6 lat temu byliśmy w Monaco. We 2 postanowiliśmy wydać bodajże 30 Euro na maszyny, z czego wszystko co wygramy zostaje. Wrzuciliśmy 30 Euro, wyciągnęliśmy z wygranych jakieś 10. I kto mówił, że w kasynie da się coś ugrać? Oczywiście i tak skończyło się na tym, że te 10 wpadło z powrotem i zostało 0 ;)
Cóż, raz na 5 lat można sobie pozwolić na szalony wydatek 20$.

W pracy ruszyła się praca. To znaczy jest jej więcej. W wolnym czasie tymczasem zrobiłem szkolenie dla pracowników z nowych technologii, nowości w marketingu i podsumowanie CES 2011. Szefowi się spodobało i prezentacja będzie w przyszłym tygodniu. Szukam kolejnych pomysłów na wypełnienie sobie wolnego czasu w pracy. Kilka przedstawiłem szefowi, może mu się spodoba. Może wy macie jakieś? :) Tymczasem wczoraj zostały zamówione nowe wizytówki dla naszej firmy. Wizytówki dostanę również ja. Nie wiem czemu, ale za każdym razem, kiedy dostaje nowe firmowe wizytówki, cieszę się jak dziecko. Mam zachowanych zresztą kilka z poprzedniej firmy. Zrobię sobie kiedyś pamiątkowy obrazek z wszystkimi na starość :p

Pogoda jest prześliczna. W tygodniu. Zaczyna mnie denerwować pogoda typowo pracownicza, czyli cały tydzień świeci słońce a w weekend pada. Zresztą "pada" to mało powiedziane. Mieliśmy w weekend "mały" cyklon na północnej wyspie. Zdjęcia można sobie obejrzeć tutaj, a my tylko żałujemy, że nie zdecydowaliśmy się na planowany spacer w niedzielę. Jasne, że głowę wiatr urywał, jasne że padało szpilkami, ale z drugiej strony Tamaki Drive, które na zdjęciach pojawia się kilkukrotnie, zupełnie zalane olbrzymimi falami, jest 10 minut spacerem od nas. Cóż, leczyliśmy się po sobocie w łóżku i przegapiliśmy. Z opowieści wynika jednak, że taka pogoda na pewno się jeszcze powtórzy.

My tymczasem szykujemy się do ślubu Natalii, który już za dwa tygodnie. Trzeba się ubrać, bo nie przywiozłem żadnej koszuli, spodni eleganckich czy butów. Nawet pasek trzeba będzie kupić. Julia tymczasem z koleżankami już zaliczyła 1000 sklepów i ma prawie wszystko. BOGU DZIĘKI ZA KOLEŻANKI! Ja sobie wyjdę na godzinkę w sobotę i wszystko kupię ;) Zbliża się też długi weekend, ponieważ 31 stycznia jest wolny. W kolejny tydzień również miał być długi weekend, ale święto wypadło w niedzielę a akurat to święto się nie odrabia w tygodniu. Dziwne w ogóle te zasady, w każdym układzie powoduje to to, że po ślubie i poprawinach w niedzielę, w poniedziałek trzeba będzie iść do pracy. I w dodatku iść prosto! Ale jakoś damy radę. W końcu polska część ślubu musi pokazać jak się bawić prawda?

18 stycznia 2011

Na wesoło o SEO

Blogi mają to do siebie, że wysoko klasyfikowane przez google-a, są dobrze indeksowane. Nie wiem osobiście i nie interesuje mnie, jak dobrze jest zindeksowany ten blog. Wszyscy wiemy, że page-rank jest już nieaktualny, więc to, że mam 0 mnie nie rusza :) Linkowanie też stało się mniej aktualne. Google wycofuje się ze starych technologii na rzecz społeczności użytkowników, czyli czytania preferencji i zachowań użytkowników i klasyfikowania stron na tej płaszczyźnie.
Mniejsza o szczegóły. Sęk w tym, że im więcej google indeksuje na danej stronie tym śmieszniejsze są wyniki wyszukiwania. I tak top 10 fraz po jakich został znaleziony mój blog:

10. czarny pudding
9. biegnie po angielsku
8. co grozi za znieważenie godła polski
7. fabryka kiwi w polsce
6. klikacze
5. jak sie przeziebic
4. żeście
3. list motywacyjny do fabryki pomidorów w wielkiej brytanii
2. jakieś robaczki zalęgły w pochłaniaczu

AND THE WINNER IS:

1. czy taksowkarz moze napisac oswiadczenie o niekaralnosci czy musi je odebrac w sadzie

Źródło oczywiście GA.

Polska oczami NZ

Wbrew temu co piszą i wygadują polskie media, wcale tak źle się nie dzieje:
New Zealand Herald, wydanie 30 grudnia 2010, pierwsza strona działu biznes

17 stycznia 2011

Nowe fotki

Fotki są, przebrane i ułożone, więc można oglądać. Opisy pojawią się wkrótce:

Wigilia 2010

Plaża i wodospad Kare Kare


Coromandel i sylwester 2010-2011

Dużo z nich jest ludzi, dużo jest nowych, których dopiero co poznaliśmy. Dużo jest też ludzi z kempingu, którzy dołączyli do naszej zabawy sylwestrowej, których widzieliśmy pierwszy raz i nigdy więcej pewnie nie zobaczymy :) Mimo wszystko będą wspomnienia. Dla tych, co chcą pooglądać krajobrazy - takich zdjęć jest mało.
Plus dodałem linki do albumów mojego i Julii po prawej stronie :)

Polacy w internecie, czyli kontrowersji c.d.

Pewnie niewielu z was zagląda do starych postów i czyta śmieszne komentarze, które pojawiają się pod nimi. Ja stety/niestety dostaję powiadomienia i sobie czytam.
Skoro ja mogę być oceniany, a przecież celowo wystawiam się na oceny, to dlaczego nie mógłbym ocenić statystycznego Polaka w internecie?
Tak Ty! Patrzę na Ciebie. Piszesz sobie komentarze bod blogiem, nie podpisując się, lub podpisując anonimowo i oceniasz ludzi (nie liczę moich przyjaciół i znajomych, którzy grzecznie się podpisują i grzeczni są z reguły, bo wiem gdzie mieszkają haha :p ) Popatrz jak łatwo nam Polakom to przychodzi. A bo styl brzydki, a bo ortografia, a bo to czy tamto. I znów pojawia się Polska hipokryzja. Dlaczego wszelkie słowa na P piszę z dużej litery? Bo się ktoś tam czepiał. Teraz czepiamy się o to, że wszystkie są z dużej litery.

A teraz na spokojnie. Mieszkam sobie w Nowej Zelandii i chwalę to sobie. Dlaczego? Bo tutaj nikt nikogo nie ocenia. Nie ma tej cholernej Polskiej zawiści, zazdrości i zawziętości "bo on to ma i on zrobił". Tutaj ludzie żyją swoimi sprawami. Nawet Polacy będący tutaj przystosowali się do stylu życia, że fajnie jest wiedzieć co u Ciebie się dzieje, jak się dzieje, po co się dzieje, ale respektuję Twoją prywatność i szanują ciebie. Przyjaciele jak pytają o prywatne rzeczy, to po to by móc w czymś pomóc. UWAGA! To jest kraj w którym nie wstydzę się powiedzieć bliskim znajomym, że nie idę na imprezę bo nie mam pieniędzy! Otwartość i ciepło, jakim darzą Cię tutejsi ludzie jest niesamowita. I właśnie tego między innymi szukałem na świecie i dalej będę szukał, jeśli się gdzieś przeprowadzę.

A teraz Ty, drogi internauto. Chodzisz po internecie, jesteś anonimowy, oceniasz ludzi swoją miarą. Zastanów się co Ty w życiu osiągnąłeś? Czym Ty się możesz pochwalić, o czym i jak Ty możesz napisać w internecie? Fajnie tak oceniać innych, ale może zacznijmy wszyscy od oceniania siebie co?
"Fajnie, że ktoś pisze relacje z Nowej Zelandii, opisuje co i jak, ale ja jakbym tam był, zrobiłbym to lepiej. A nawet jak będę, to nie będę pisał, bo jestem tak dobry, że dostałbym tyle nagród, których nie potrzebuję". Tak wygląda moje postrzeganie typowego Polskiego internauty. Nie zgadzasz się? Ponarzekaj w komentarzach, aż mnie korci przeczytać tych wszystkich "anonimów" :) I oczywiście komentarz Madzi, na tego też czekam, bo z Madzią dyskusje dawniej toczyły się godzinami i ona jest wyjątkiem od reguły :p

Na koniec podsumowanie. Pojawił się znikąd pewien anonim, który rozpoczął porównywać mnie do innego NZ bloga. Osobiście znam bloga, osobiście znam również blogerkę, którą spotkałem w Auckland. Problem w tym, że ona ma prawdziwy dar pisania i jest uzdolniona humanistycznie. Jeśli mielibyśmy się porównywać, to tylko prowadząc 2 blogi. Jeden taki, a drugi informatyczno-matematyczny. Mediana wyników z obu blogów mogła by pozwalać na porównywanie ludzi. W przeciwnym wypadku to nie ma sensu.
Nigdy nie twierdziłem, że mam talent do pisania. Nigdy nie twierdziłem, że potrafię bezbłędnie pisać. Zresztą swoisty styl tego bloga jest celowo narzucony. Ma być luźny, otwarty i zabawny jak cała Nowa Zelandia.
Za to bardzo lubię Kubę Wojewódzkiego, dlatego w jego stylu powiem "piszę jak chcę i o czym chcę, jak się nie podoba, to po co Tu jesteś? Potrzebujesz się dowartościować?"

11 stycznia 2011

Życie na pełnych obrotach, praca na zwolnionych

Weekend minął pod kątem urządzania nowego mieszkania i 100 innych rzeczy. W piątek się przeprowadziliśmy i zaliczyliśmy pierwszą noc... na ziemi :) Wniosek? Spanie na ziemi jest niewygodne! Następnej nocy zmądrzeliśmy o tyle, żeby napompować materace kempingowe.
Mieszkanie, pomimo że zasadniczo to jednopokojowa kawalerka, jest dosyć pojemne i dało radę wszystkim naszym rzeczom.
Jeszcze w piątek kupiliśmy pierwsze garnki, sztućce, nóż itp. W sobotę kontynuowaliśmy. Zakupiliśmy blender, który tego samego dnia wylądował z powrotem w sklepie, jako że w zupie się... rozpuścił i zdeformował! Przynajmniej sklep nie robił żadnych problemów ze zwrotem pieniędzy. Po intensywnym poranku (wstaliśmy w sobotę o 7!) wybraliśmy się na ryby z Bartkiem. Na rybach złapaliśmy 3 rekiny, 5 płaszczek i jedną ośmiornicę! Poważnie!
No dobra. Dupa jestem nie wędkarz. Który to już raz jestem na rybach i jedno małe branie, na tym koniec. Masakra! Te ryby w oceanie se w kulki lecą. Próbowałem na przepis maori, czyli makaron gotowany w rosole i nic. Próbowaliśmy na przepis Bartka, czyli na mrożoną ośmiornicę (poważnie, kupuje się na stacji benzynowej takie przynęty :) ) i też nic. Próbowałem na spławik, na grunt. Nic! Założyłem już 3 haczyki i na każdy inną przynętę! Następnym razem bierzemy Bartka ponton i płyniemy dalej od plaży. Może te ryby się wstydzą ludzi w samych strojach kąpielowych?

Po rybach chwila odpoczynku, kolacja i impreza :) Wiecie już jak świetnie mieszka się w centrum idąc 5 minut do pracy? A wiecie jak świetnie mieszka się w centrum idąc a przede wszystkim wracając 5 minut do domu z imprezy? Rewelacja! Normalnie taksówka w zależności od firmy zamykała nam się w 45-50$ w nocy. Teraz możemy pomachać taksówkom :)
Niedziela była spokojniejsza, bo skończyła się na zakupach do nowego mieszkania i wizycie we wcześniej wspomnianym Polsko-Rosyjskim sklepie. A zasadniczo powinno być Rosyjsko-Polskim, bo właściciele są Rosjanami. Efektem był zakup kiszonych ogórków, zacieru do ogórkowej, koncentratu do żurku i... 2 prince polo :) Przebicie cenowe jak sobie zdajecie sprawę jest olbrzymie, ale za to jak smakuje prince polo do góry nogami za $1.50 wiem tylko ja :) No i może reszta Polaków żyjących tutaj ale ciii.

Na poważnie do pracy wróciłem w poniedziałek. Wydawało mi się, że powolny ubiegły tydzień zapowiada przyspieszone tempo w tym tygodniu. Nic bardziej mylnego. Tempo spadło bardziej niż w ubiegłym roku. Po prostu teraz wręcz brakuje pracy, więc robimy projekty wewnętrzne. To wcale nie oznacza, że z firmą jest kiepsko. To po prostu cisza przed burzą. Największy nasz klient, czyli ogromna międzynarodowa firma na C ma konferencję na początku lutego i coś tam mamy jej na tą konferencję robić, ale jeszcze nie wiemy co. Okaże się pewnie w ostatnim tygodniu stycznia, że trzeba 100 milionów rzeczy. Ale dzień jak co dzień. Wielki klient, wielkie wymagania a my się musimy dostosować.

I jeszcze was podenerwuję na koniec co? Pogoda jest super! Styczeń i luty to podobno najlepsze miesiące do odwiedzenia Nowej Zelandii. Teraz mogę potwierdzić styczeń. Za miesiąc potwierdzę luty :) Odkąd wróciliśmy tylko 2 dni były pochmurne, jednak tylko w jeden padało. I to przez chwilę. Poza tym temperatura oscyluje wokół 25 stopni w cieniu i świeci piękne słonko. Nic tylko jechać jeszcze raz na wakacje. I wiele kiwusów tak robi. Styczeń to miesiąc największych urlopów. Wiele osób w firmie jeszcze nie wróciło z przerwy świątecznej a kilka osób bierze urlopy już od przyszłego tygodnia czy za 2 tygodnie. To wynika też z przerwy w nauce, ale mimo wszystko jakoś więcej tych dni biorą niż wydaje mi się, że mają. Tutaj bardzo luźne jest podejście do bezpłatnego urlopu. Skończył Ci się urlop? Nie masz już dni wolnych? Dalej jesteś zmęczony? Idź na bezpłatny. Nie ma problemu. Dlatego nikogo nie dziwi i nie denerwuje (tak jak mnie) fakt, że ok 15 grudnia pisałem maila do jednej z firm, która obsługuje nasze serwery, konkretnie do pewnej kobiety, która jest naszym kontaktem i dostałem odpowiedź, że "jestem na wakacjach, wrócę 4 lutego" :) Luz to luz nie?

7 stycznia 2011

Złośliwy :))

Wiecie jak to jest wyjść o 5.00 z pracy a o 5.03 być w mieszkaniu z pięknym widokiem na zatokę? JA WIEM!
Bo szczęście składa się z małych radości prawda? :)

Przeprowadzka

No więc jesteśmy oficjalnie przeprowadzeni :) Dostaliśmy kilka papierków z zasadami jakie dotyczą w wieżowcu. Dowiedzieliśmy się również, że wieżowiec ma 30 pięter (my mieszkamy na 8, że wczoraj ktoś próbował skakać z 21 piętra i ściągała go policja, że przy tylu mieszkaniach zawsze znajdzie się kilku wariatów i mieli już prostytutki, narkomanów i właśnie samobójców. Krótko mówiąc, witamy w centrum Auckland!
Przeprowadzając się do samego centrum centrum, baliśmy się że będzie problem ze sklepami. Jeszcze pełnego rozpoznania nie zrobiliśmy, jednak wygląda na to, że w zasięgu 500 metrów jest Countdown, Warehouse i chiński supermarket, czyli zasadniczo wszystko co mieliśmy poprzednio.
Do nowego mieszkania nie mamy kluczy a karty. W końcu to budynek hotelowy, więc wchodzimy do budynku na kartę, wciskamy piętro w windzie na kartę oraz otwieramy drzwi na kartę. Ciekawe co łatwiej zgubić, kartę wielkości karty kredytowej czy stare poczciwe klucze :)

Przy okazji muszę się poskarżyć! Na was również :) Zauważyłem pewną zależność i zapewne potwierdzi to wielu emigrantów. Otóż Polacy są strasznymi hipokrytami i złośliwcami! Bo oto wyjeżdżającemu człowiekowi daje się dużo mniejsze pole manewru do popełniania błędów w języku polskim niż polakowi w Polsce. "A bo mieszkasz już pół roku w Nowej Zelandii to zapomniałeś Polskiego tak?", "A bo już stałeś się taki ważny", "A bo już nie pamiętasz skąd pochodzisz". Tymczasem jeśli polski polak popełni błąd w wymowie to "Przejęzyczyłem się! Każdemu się zdarza!", jeśli nie może przypomnieć sobie skomplikowanego słowa to "no bo jak często używasz słowa rozgardiasz?". Polacy i ta ich wybiórcza polskość...

Dzisiaj popołudniu kolejny etap zwiedzania miasta. Przez pół roku miasto przechodziłem chyba już wzdłuż i wszerz. Teraz jednak patrzy się na nie inaczej. Na miasto w którym się mieszka, na użyteczne punkty, ciekawe sklepy, tanie owoce i knajpki. Bo nawiasem mówiąc nie wiem czy już narzekałem (jak każdy Nowozelandczyk), że owoce są tu kosmicznie drogie! Pomimo, że źródło, czyli sama NZ, wyspy pacyfiku oraz Australia są na wyciągnięcie ręki. Prawo popytu jednak robi swoje i mały rynek nie ma nic do powiedzenia.
Trzeba kupić kilka podstawowych rzeczy, na które pozwala budżet, między innymi jakiś garnek, patelnię, jakieś sztućce przyrządy kuchenne itd :) W dalszej kolejności czajnik, toster... Krótko mówiąc zaczynamy wszystko od zera. Jak będę kupował telewizor plazmowy i kino domowe do niego, pochwalę się, bo będzie to oznaczało, że meblowanie mieszkania zostało zakończone ;) (mam nadzieję, że będzie to przed 2012 bo podobno ma być koniec świata hehe!)

6 stycznia 2011

Auckland wymarło - dobry czas na przeprowadzkę

Święta mają to do siebie w Nowej Zelandii, że wszyscy wyjeżdżają. Nowa Zelandia zaś ma to do siebie, że wyjeżdżać nie da się nigdzie indziej, niż na wioskę/plażę/łąkę - ogólnie przyrodę. 3 największe miasta Nowej Zelandii, w których mieszka prawie 3/4 ludności całego kraju dzieli kilkaset kilometrów od siebie. Dlatego te duże miasta w święta pustoszeją. Wyglądają wręcz strasznie. Wchodzimy do supermarketu i nikogo nie ma... jak na jakimś filmie o zombie. Wychodzimy na ulicę i po drogach jeździ jeden samochód na 5 minut. Ciekawe jak się ma stopień przestępczości (czytaj włamań do domów) w tym okresie.
To taki tylko przerywnik z uwagi na to, że jestem w pracy i wychodzę sobie na przerwę na lunch kupić kanapkę. Normalnie stoję w kilkunastoosobowej kolejce. Dzisiaj byłem pierwszy.

O świętach opowiem w osobnym wątku. Dzisiaj jeszcze się pochwalę nowym mieszkaniem. Wczoraj obejrzeliśmy, jutro się wprowadzamy. Mieszkanie ma 29 metrów kwadratowych, więc jest malutkim studio. Ale dla nas wystarczy. Ważne dla nas jest, że umowa nie ma ograniczeń, czyli możemy się wyprowadzić w dowolnym momencie składając 21 dniowe wypowiedzenie. Dla tych, którzy poszukują mieszkań w Auckland instrukcja obsługi :)

Od razu mówię, że lepiej zapłacić opłatę administracyjną i wynajmować od pośrednika niż od właściciela. To tylko dobra rada, bo w tym samym budynku chciała nam wynająć mieszkanie pewna Chinka, której mieszkanie było mniejsze, fatalnie umeblowane, w gorszym miejscu i chciała za nie więcej. W dodatku nakładała miliony warunków na wprowadzkę. Tymczasem Pani reprezentująca administrację była bardzo uprzejma, pomocna i wszystko podsuwała pod nos. W końcu to jej praca. Jednak za to, że w przyszłości będzie można się z nią kontaktować a nie słyszeć narzekającą Chinkę z fatalnym angielskim, warto zapłacić. I dla świętego spokoju!

Ok szukamy mieszkania. Znajdujemy kilka ofert i idziemy oglądać. To warunek konieczny, bo organoleptycznie sprawdziliśmy, że zdjęcia diametralnie mogą zmienić obraz mieszkania oraz przede wszystkim jego wielkość! Byliśmy m.in. w takim mieszkaniu, gdzie ślicznie wyglądało podwójne łóżko na zdjęciach, podczas gdy przyszliśmy okazało się, że to pojedyncze łóżko, tylko poduszki położone były w poprzek.
Znaleźliśmy nasze wymarzone mieszkanko, którego zdjęcia zapewne jeszcze zobaczycie. Mieszkanko jest 30 metrów od mojej pracy. Mogę wstawać o 8.50 i jeszcze zdążę wziąć prysznic przed wyjściem :)) Jest w samym centrum na 8 piętrze. Ma mały balkonik i boczne okno (którego brakowało nam w mieszkaniu Chinki) z którego rozpościera się widok na zatokę i port! Jest cudownie. Mała kuchnia i łazienka, ale przecież ile my czasu spędzamy w domu?! A do tej pory i tak siedzieliśmy u siebie w pokoju.
W kuchni jest wszystko czego potrzeba - mały piekarnik, płyta grzewcza, mikrofalówka i zmywarka. W łazience prysznic i pralko-suszarka. Poza tym w mieszkaniu nie ma nic i musimy sobie sami go umeblować. Będzie to dosyć ciężkie i czasochłonne po rachunku jaki sobie sami wystawiliśmy za wakacje... Cóż, damy radę :) Sam budynek jest budynkiem hotelowym, który udostępnia również mieszkania na prywatnym właścicielom (po sprzedaniu ich oczywiście). W budynku jest siłownia oraz basen, z którego mieszkańcy mogą korzystać bezpłatnie! Yupi! Czas na zrzucenie tych 100kg po wakacjach. Alkohol, kemping i wysoka temperatura nie robią dobrze na wagę ;)
Wracając. Miła i sympatyczna pani dała nam "application form", które wraca do niej. W nim trzeba zamieścić swoje dane, dane mieszkania w którym się mieszkało do tej pory, dane pracodawcy oraz 2 osoby, do których można zadzwonić po referencje (przy czym jedna osoba musi być w stanie podać Twoje warunki finansowe - czyli najprościej pracodawca). "Application form" uzupełnione wraca do pani, która pokazuje je właścicielowi i uzgadnia, czy zgadza się na takich lokatorów. My jeszcze wynegocjowaliśmy niższą kaucję przez 2 tygodnie, żeby się odbić po wydatkach.
Właściciel godzi się na wprowadzenie i dostajemy od Pani umowę najmu, która w przeciwieństwie do Polskich umów, ma 2 strony. Podpisujemy się na niej jutro, dzisiaj jednak już wpłaciliśmy wszelkie koszty wprowadzki czyli:
- 2 tygodnie kaucji za wprowadzenie się (dodatkowy 1 tydzień zapłacimy za 2 tygodnie)
- 1 tydzień do przodu odstępnego (czynsz)
- koszt administracyjny w wysokości 1 tygodniowego czynszu + podatek

W sumie więc zapłaciliśmy 4 tygodniowy czynsz i jeden tak jakby mamy zaległy. Z tego tracimy tak naprawdę tylko 1, który idzie na opłatę administracyjną. Pozostałe (kaucja) zostanie nam zwrócone po wyprowadzeniu się.

I tak jutro wielka przeprowadzka. Nie będzie łatwo zważając na to, że ja muszę pracować. Muszę? No muszę, bo wydaliśmy tyle, że nie możemy sobie pozwolić przez jakiś czas na żadne ubytki finansowe, a ja mam jeszcze za mało dni urlopowych. Wszystkie zresztą wykorzystałem na okres międzyświąteczny. Tzn. zostałem zmuszony do wykorzystania, ale tak to już w NZ jest. O tym opowiem jeszcze przy okazji świąt :) Więc firma oficjalnie jest jeszcze zamknięta, ale ja, mój szef i szef grafików pracujemy. Dlaczego oni pracują? Nie wiem, ale raźniej jest niż samemu prawda?
Przy okazji wielkie oklaski dla Bartka, który jutro nam pomoże się przeprowadzić!

Szaleni

Jak cała emigracja, tak i przeprowadzka jest szalona :) Wczoraj oglądaliśmy mieszkanie, dzisiaj wpłacamy kaucję i pierwszy czynsz, jutro się przeprowadzamy. Dziewczyny z którymi mieszkamy na pewno nie będą zadowolone, ale chrzanić. Początki z nimi były super, zresztą sami wiecie. Było śmiesznie i miło. Teraz jest dramat taki, że bez skrupułów wyprowadzimy się z dnia na dzień.
Więcej napiszę może dzisiaj popołudniu jak ciśnienie w pracy spadnie po świętach :) Przede wszystkim opiszę wam nowe mieszkanie i trochę więcej zaległości.

5 stycznia 2011

Od czego by zacząć

Od narzekania? Blogger jest głupi! O! No bo jak taka duża firma jak google może sobie pozwolić na to, żeby nie mieć wersji mobilnej a w dodatku stworzyć tak kiepski edytor w JS, żeby nie było możliwe używać go przez komórkę? He?

A teraz idąc od końca. Przeprowadzamy się. Już na 99.9%. Będzie ciężko, ale kto powiedział, że ma być łatwo co? Poza tym po tym co już przeszliśmy taka przeprowadzka to będzie bułka z masłem :) Byliśmy oglądać 1 pokój i 2 kawalerki. Zdecydowaliśmy, że jeśli jako para mamy płacić 240$ z opłatami za życie poza centrum, to czemu by nie zapłacić za kawalerkę 250$ dorzucić te parę groszy na opłaty, ale mieszkać dosłownie 30 metrów od pracy? I tak w wieżowcu sąsiadującym z budynkiem mojej pracy znaleźliśmy piękne malutkie mieszkanko 30 metrowe, z widokiem na moją pracę oraz zatokę. W cenie 250$ jest woda oraz basen + siłownia, które znajdują się w budynku. To ogromna zaleta, bo przecież komu się chce chodzić na basen codziennie? A jakby mieć tak basen 8 pięter niżej? BAJKA!
Wszystko super, gdyby nie minusy prawda? Minus pierwszy - mieszkanie nie jest umeblowane. To jeszcze jesteśmy w stanie przeboleć przez jakiś czas, bo przecież i tak musimy pokupować dużo rzeczy prędzej czy później. Problem jest większy. Koszty przeprowadzki. Za wprowadzkę zarządca chce sobie wziąć 5 tygodniowych czynszów (1 do przodu, 3 kaucji i 1 opłaty bezzwrotnej za wprowadzenie się). To oznacza, że po chyba najlepszych święto/sylwestrze w historii ale przy okazji najdroższych i trochę przegiętych jeśli chodzi o wydatki, będzie nam bardzo ciężko się spiąć, żeby nagle wykombinować aż tyle kasy. Jakoś damy radę. Będzie śmiesznie ogólnie. Ale co tam, przeprowadzka na swoje to w końcu pakowanie pieniędzy (z wyjątkiem czynszu) już tylko w swoje wydatki. Bo to dzielenie mieszkań to jakaś wielka ściema. Może jedną ofertę znaleźliśmy taką, że ktoś naprawdę dzieli się opłatami za mieszkanie czy za opłaty. W pozostałych ceny są po prostu śmieszne. Za mieszkanie 15km od centrum ludzie chcą od pary 180$ plus opłaty. Prosty rachunek, 180$ plus pewnie 40$ opłat + 80$ za dojazd? Nie, wystarczy już. Przeprowadzamy się do siebie :)
Jeszcze lepszy numer wywinęli studenci, którzy poszukiwali pary. Powiedzieli, że możemy zobaczyć mieszkanie w czwartek, ale czy możemy się wprowadzić to dostaniemy odpowiedź dopiero we wtorek jak wszyscy mieszkanie zobaczą. Jasne! Troszkę za stary jestem, żeby brać udziały w castingu. Poza tym mokre podkoszulki mi się skończyły.

Tak więc oczekujcie wieczorem wiadomości, czy się zdecydowaliśmy no i oczywiście kolejnych postów!
Aha! I Julka zaczęła roznosić CV. Będzie można sprawdzić ile czasu potrzeba, żeby znaleźć jakąkolwiek pracę mając open work permit. Wszyscy trzymamy kciuki.

Wróciliśmy!

Kilka tygodni przerwy za które serdecznie przepraszam :) Przede wszystkim spóźnione życzenia świąteczne i noworoczne dla wszystkich!
Jak tylko odgrzebię się troszeczkę z pracy zacznę pisać posty, a jest ich tyleee... :)